Z rzutem? Od listopada? Zupełnie bezobjawowo?
Chcą leczyć, ale dokładniej co chcą na ten moment leczyć? OK, rozumiem, diagnoza jest. Było jakieś dwukrotne "zarzucenie" na lewą stronę. Są niby dwie zmiany (zasadniczo nie wiadomo jakie i czy na pewno demielinizacyjne, bo dostępu do MRI brak). Jest lekarz, który postawił diagnozę "gumowych" nóg ( , przepraszam, trochę mnie to bawi). Wynik punkcji - brak prążków w płynie. I na to wszystko proponują lek drugiego rzutu z całym spektrum skutków ubocznych.
Przepraszam, ale to się totalnie nie klei. Właściwie nic się tutaj nie klei. Co oni dokładnie chcą leczyć tak silnym lekiem?
Moje początki- proszę o radę/Renia 7474
Moderator: Beata:)
Ciebie to bawi a mnie wykancza ,zaczelam sie leczyc hormonalnie ,bo stracilam okres ,a dostalam SM .Jeden neurolog mowi :sa 4 zmiany ,byc moze naczyniopochodne-do dalszej diagnozy ,robi punkcje -sa prazki ale tylko w surowicy ,robi inne badania -wszystko dobrze ale proponuje interferony.Szukam pomocy u innego i co przy pierwszej wizycie oglada plyte i mowi ,ze jedno ognisko jest aktywne ,bada -stwierdza rzut,kieruje na kroplowki i powtorne MRI no i powtorne potencjaly.Nic nie pojawilo sie w powtornym MRI, ognisko-nieaktywne,rdzen czysty ,powtorne potencjaly ok -niby rzut przeszedl ale w MRI nic nowego sie nie pojawilo -proponuje gilenya.Odmawiam -proponuje interferony.Tobie jest do smiechu a mi do placzu.Bo laboratoryjnie mam SM ale klinicznie go nie mam-i co ?
Bardzo przepraszam, pisząc, że mnie to bawi, miałam na myśli określenie "gumowe" nogi, a nie Twoją sytuację.
Napiszę jak sprawa wygląda z mojej perspektywy: wyniki badań są BARDZO wątpliwe i nie wierzę w to, że jakikolwiek lekarz w Polsce na ich podstawie wydałby jednoznaczną diagnozę, że to SM, zwłaszcza, jeżeli nie ma ku temu podstaw w postaci czytelnych objawów. Zwyczajnie nie wierzę. To tak, jakbym ja trzy lata temu przeszła się do neurologa bez czytelnych objawów, poprosiła o rezonans, który wyszedłby dodatnio (wykryte zmiany) i na tej podstawie poprosiła o diagnozę. Na dzień dzisiejszy wiem, co by mi powiedziano: zmiany sugerują SM, ale diagnozę stawia się od drugiego rzutu, a Pani nie miała nawet jednego, więc o czym my tu rozmawiamy? Mi po pierwszym rzucie lekarz neurolog powiedział, że może tak być, że drugi rzut nigdy nie wystąpi, a podawanie interferonów w takim przypadku jest najzwyczajniejszym "rozjuszaniem" choroby. Ale ja tu piszę o interferonach, a nie o leku Gilenya, o refundację którego w naszym kochanym kraju walczą osoby z naprawdę zaawansowanym, agresywnym SM-em. Nie podaje się go na początku, bo jego przyjmowanie wiąże się ze sporym ryzykiem. Tak samo jak ludziom chorującym na ziarnicę złośliwą i reagującym na chemioterapię/radioterapię, z długim okresem remisji, nie podaje się Adcetrisu (przeciwciała monoklonalnego), bo w takim przypadku korzyści są mniejsze niż ryzyko. Gdy proporcja jest odwrotna - wtedy, owszem, podjęcie takiego ryzyka wchodzi w grę. Stąd moje niedowierzanie i trochę także konsternacja. Rozumiem, że się boisz, że wydaje Ci się, że nie masz nikogo po swojej stronie, że jesteś w, niejako, obcym kraju i dodatkowo mierzysz się z depresją, jednak nie daj sobie wmówić, że jesteś obłożnie chora. Wielu ludzi żyje z SM do późnej starości, nawet nie wiedząc, że tak jest. Nie wiem, czy choroba w ich przypadku przebiegałaby tak łagodnie, gdyby ktoś na pewnym etapie zaproponował im leczenie interferonem tylko dlatego, że mają zmiany w mózgu. Na to pytanie nie odpowie nikt, jedno jest pewne - jeżeli zdecydujesz się już teraz na leczenie, prawdopodobnie będziesz musiała kontynuować je do końca życia (ponieważ odstawienie leków wiąże się z ryzykiem rzutu). Myślę, że, jakkolwiek nieciekawie by to nie zabrzmiało, należy poczekać do pojawienia się objawów. I wtedy dopiero będzie co leczyć. Póki co - moim zdaniem - należałoby jednak trzymać się zasady proporcji zysku do ryzyka.
A - jeszcze - żeby nie było, że nie wiem, co to znaczy mieć depresję. Kiedy miałam 12 lat, zachorowałam na anoreksję, z której wychodziłam sama, ponieważ moja mama nie wierzyła, że w tak młodym wieku można nienawidzić samej siebie na tyle, by chcieć zagłodzić się na śmierć. Jednak brak wsparcia w kimkolwiek spowodował, że wpadłam w bardzo silną depresję, bo obserwowanie, jak moje ciało fizycznie zdrowieje (staje się pełniejsze), wywoływało we mnie wstręt i cierpienie psychiczne. W wieku 14 lat zaczęłam brać silne psychotropy, zaś po ich odstawieniu 3 lata później dorobiłam się nerwicy. Miałam tak silne nerwobóle międzyżebrowe, że moja wycieczka szkolna do Warszawy skończyła się wycieczką karetką po Warszawie. Najgorsze zawsze było to, że ludzie wokół wmawiali mi, że symuluję, że potrzebuję ich współczucia. Agresję skierowaną w swoją stronę, zamiast odpierać ataki, zawsze odreagowywałam na sobie samej. Kiedy pewnego dnia obudziłam się, widząc podwójnie - wiedziałam już, że to SM. Nie potrafię podać racjonalnego powodu - ja po prostu czułam, (a może mój organizm przez ten czas wyrobił w sobie taki instynkt samoobronny) że to właśnie ta choroba. Póki możesz żyć normalnie - żyj. Odżywiaj się zdrowo, ćwicz regularnie, doceniaj każdy dzień.
Napiszę jak sprawa wygląda z mojej perspektywy: wyniki badań są BARDZO wątpliwe i nie wierzę w to, że jakikolwiek lekarz w Polsce na ich podstawie wydałby jednoznaczną diagnozę, że to SM, zwłaszcza, jeżeli nie ma ku temu podstaw w postaci czytelnych objawów. Zwyczajnie nie wierzę. To tak, jakbym ja trzy lata temu przeszła się do neurologa bez czytelnych objawów, poprosiła o rezonans, który wyszedłby dodatnio (wykryte zmiany) i na tej podstawie poprosiła o diagnozę. Na dzień dzisiejszy wiem, co by mi powiedziano: zmiany sugerują SM, ale diagnozę stawia się od drugiego rzutu, a Pani nie miała nawet jednego, więc o czym my tu rozmawiamy? Mi po pierwszym rzucie lekarz neurolog powiedział, że może tak być, że drugi rzut nigdy nie wystąpi, a podawanie interferonów w takim przypadku jest najzwyczajniejszym "rozjuszaniem" choroby. Ale ja tu piszę o interferonach, a nie o leku Gilenya, o refundację którego w naszym kochanym kraju walczą osoby z naprawdę zaawansowanym, agresywnym SM-em. Nie podaje się go na początku, bo jego przyjmowanie wiąże się ze sporym ryzykiem. Tak samo jak ludziom chorującym na ziarnicę złośliwą i reagującym na chemioterapię/radioterapię, z długim okresem remisji, nie podaje się Adcetrisu (przeciwciała monoklonalnego), bo w takim przypadku korzyści są mniejsze niż ryzyko. Gdy proporcja jest odwrotna - wtedy, owszem, podjęcie takiego ryzyka wchodzi w grę. Stąd moje niedowierzanie i trochę także konsternacja. Rozumiem, że się boisz, że wydaje Ci się, że nie masz nikogo po swojej stronie, że jesteś w, niejako, obcym kraju i dodatkowo mierzysz się z depresją, jednak nie daj sobie wmówić, że jesteś obłożnie chora. Wielu ludzi żyje z SM do późnej starości, nawet nie wiedząc, że tak jest. Nie wiem, czy choroba w ich przypadku przebiegałaby tak łagodnie, gdyby ktoś na pewnym etapie zaproponował im leczenie interferonem tylko dlatego, że mają zmiany w mózgu. Na to pytanie nie odpowie nikt, jedno jest pewne - jeżeli zdecydujesz się już teraz na leczenie, prawdopodobnie będziesz musiała kontynuować je do końca życia (ponieważ odstawienie leków wiąże się z ryzykiem rzutu). Myślę, że, jakkolwiek nieciekawie by to nie zabrzmiało, należy poczekać do pojawienia się objawów. I wtedy dopiero będzie co leczyć. Póki co - moim zdaniem - należałoby jednak trzymać się zasady proporcji zysku do ryzyka.
A - jeszcze - żeby nie było, że nie wiem, co to znaczy mieć depresję. Kiedy miałam 12 lat, zachorowałam na anoreksję, z której wychodziłam sama, ponieważ moja mama nie wierzyła, że w tak młodym wieku można nienawidzić samej siebie na tyle, by chcieć zagłodzić się na śmierć. Jednak brak wsparcia w kimkolwiek spowodował, że wpadłam w bardzo silną depresję, bo obserwowanie, jak moje ciało fizycznie zdrowieje (staje się pełniejsze), wywoływało we mnie wstręt i cierpienie psychiczne. W wieku 14 lat zaczęłam brać silne psychotropy, zaś po ich odstawieniu 3 lata później dorobiłam się nerwicy. Miałam tak silne nerwobóle międzyżebrowe, że moja wycieczka szkolna do Warszawy skończyła się wycieczką karetką po Warszawie. Najgorsze zawsze było to, że ludzie wokół wmawiali mi, że symuluję, że potrzebuję ich współczucia. Agresję skierowaną w swoją stronę, zamiast odpierać ataki, zawsze odreagowywałam na sobie samej. Kiedy pewnego dnia obudziłam się, widząc podwójnie - wiedziałam już, że to SM. Nie potrafię podać racjonalnego powodu - ja po prostu czułam, (a może mój organizm przez ten czas wyrobił w sobie taki instynkt samoobronny) że to właśnie ta choroba. Póki możesz żyć normalnie - żyj. Odżywiaj się zdrowo, ćwicz regularnie, doceniaj każdy dzień.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez sk, łącznie zmieniany 1 raz.
Reniu, nie będę już tego przenosić. Myślę jednak, że powinnaś napisać taką prośbę również w >> tym << temacie. Widać, że do tej pory nikt tam nie był w stanie polecić neurologa, ale jeśli wspomnisz o rozpiętości 200 km, to może się uda, czego z całego serca życzę
renia7474 pisze:Po sterydach bolal mnie zoladek, teraz doszedl brak apetytu, jak z tym sobie poradzic - boje sie, ze mam raka zoladka
Reniu, wyluzuj i nie gadaj bzdur, bierzesz sporo leków i pewnie to zwykły nieżyt. Znam to, ja jem z bo muszę i z rozsądku a jak zapomnę, umrę z głodu, ale o raku nie pomyślałam
Pij meliskę, a rakowi daj spokój
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez renia1286, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie potrzebuję skrzydeł by latać, potrzebuję ludzi, dzięki którym nie upadnę.
Nieno, jak ma umrzeć ze strachu, że ma raka, to może lepiej dla świętego spokoju gastroskopię zrobić. Mnie po dwóch bez znieczulenia odechciało się podejrzewać się o jakiekolwiek poważne problemy z żołądkiem. W razie problemów zalewam siemię lniane gorącą wodą i po jakimś czasie piję powstałe gluty. No, ale ja się o wrzody a nie o nowotwór podejrzewałam. Tytułem wyjaśnienia: nie mam.
Ja pije siemie liane, ale mi nie pomaga, wmuszam w siebie jogurty, banany, bo na nic innego nie mam ochoty. Boli mnie cale nadbrzusze i caly czas mi burczy, mam uczucie pelnosci i tak jakby jedzenie mi sie przelewalo w brzuchu - co to moze byc?
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez renia7474, łącznie zmieniany 1 raz.
zosiako pisze:Reniu, to może spróbuj osłonowe leki takie jak przy antybiotyku się bierze
Dokładnie to samo przyszło mi do głowy.
renia7474 pisze:Boli mnie cale nadbrzusze i caly czas mi burczy, mam uczucie pelnosci i tak jakby jedzenie mi sie przelewalo w brzuchu
Pisałam Ci już, że to od wątroby może być, tak mi powiedział kiedyś lekarz.
Melisa powinna łagodzić tego typu bóle a zbadać co jest, wypadało by, bo my z własnego doświadczenia i na oko radzimy a to nie tędy droga.
Nie potrzebuję skrzydeł by latać, potrzebuję ludzi, dzięki którym nie upadnę.
renia7474 pisze:Po sterydach bolal mnie zoladek, teraz doszedl brak apetytu, jak z tym sobie poradzic - boje sie, ze mam raka zoladka i nie chce isc do lekarza.
Renia!!! Do lekarza!!! Rak to najczarniejszy scenariusz, ale nie masz co zwlekać; wszystko co jest niepokojace w brzuchu należy sprawdzić.
SM w takim przypadku to naprawdę mały Pikuś.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 39 gości