SM na Nowy ROK
: 2012-01-27, 22:23
Witam wszystkich serdecznie i jeszcze raz dziękuję za tak ciepłe przyjęcie.
Moje życie z „poprawką na sm” rozpoczęło się z Nowym Rokiem. W sobotę 31 grudnia, obudziłam się ze zdrętwiałym kciukiem i palcem wskazującym w prawej dłoni. I co? I nic, olałam. Myślałam sobie: wyspałam się na ręce albo mam zespół cieśni nadgarstka. W ciągu dnia drętwienie delikatnie postępowało, ale funkcjonowałam w miarę normalnie, więc w dalszym ciągu olewka. Wybierałam się za miasto na zabawę sylwestrową… itp., itd. I w końcu, w poniedziałek 2 stycznia 2012 zgłosiłam się na SOR do szpitala z tym, że nie miałam już zdrętwiałych dwóch palców, tylko praktycznie całą prawą stronę ciała, w tym rękę kompletnie. Mogłam sobie nią ewentualnie pomachać, a czynności tak prozaiczne jak podpisanie się, uczesanie, umycie zębów, podniesienie głupiego kubka czy widelca było niewykonalne. Cóż… naprawdę byłam przerażona, z lekka rozhisteryzowana włąciwie, 10 minut ryku, 10 minut spokoju (rany ale było mi wstyd, ale naprawdę nic nie mogłam na to poradzić). W każdym razie doczekałam się, w końcu neurologa i po badaniu zaproponowano mi przyjęcie na oddział. Ha… nie musieli mnie namawiać. W trakcie wywiadu, przypomniałam sobie też, że z 2 lata wcześniej miałam już podobny, ale znacznie delikatniejszy epizod z drętwieniem. Wówczas zdrętwiały mi te same dwa palce i lewa strona twarzy, ale lekarz rodzinny zalecił jedynie wizytę u hematologa, ponieważ miałam niedobór białych krwinek, a hematolog z kolei zapisał witaminy; tymczasem jak się okazuje był to pierwszy rzut choroby.
No więc, tomograf, rezonans, punkcja lędźwiowa (bosssh, jakie to nieprzyjemne). Tydzień czekania na wszystkie wyniki i 9 stycznia diagnoza: SM. Reakcja? Sama nie wiem, przez cały tydzień niby starałam się oswoić, że to może być to, no ale co innego chorować na coś hipotetycznie, a co innego być pewnym.
Kompletnie mieszane uczucia. Kroplówki z solumedrolem jakoś nie pomagały w znaczący sposób. Już mnie wypisują do domu (co prawda z lekami) ale ja po tygodniu czasu, nawet nie umiałam zgiąć wszystkich palców, czy trafić ręką do nosa. Tego się bałam. Jestem praworęczna, jak u licha miałam wrócić do pracy?
Na szczęście na dzień dzisiejszy ręka jeszcze nieco „inna”, ale w porównaniu z tym co było NIEBO. 9-latka ma zgrabniejsze ręczne pismo ode mnie, ale po klawiaturze śmigam. 2 tygodnie temu nie mogłam przesunąć czy kliknąć myszkę, ale teraz robię to swobodnie
Fizycznie codziennie lepiej, psychicznie nieco gorzej.
Nie wiem, jak u Was, ale moim najbardziej dokuczliwym objawem sm (choć nie miałam o tym pojęcia) były problemy z koncentracją i pamięcią czy też może lepiej ich brakiem. Parę ostatnich miesięcy to była istna droga przez mękę. W pracy zmieniłam dział, musiałam się nauczyć wielu, wcale a wcale nie łatwych rzeczy i naprawdę uważać na to co robię, tymczasem wychodziło jak wychodziło, bądź wcale. W pewnym momencie zaczęłam się sprawdzać po kilka razy, robię coś maksymalnie skupiona… a potem i tak coś wychodziło nie tak. Strasznie mi było głupio, przez współpracownikami, przed sobą. Czułam się taka głupia… no bo, jak można tak często tracić wątek czy nie rozumieć tego, co ktoś do Ciebie mówi? Zawsze byłam zakręcona, ale TO co wyczyniałam teraz przerastało mnie zupełnie. Denerwowałam się pracą, innymi, sobą. Popadałam w coraz większą depresję, i zaczęłam mieć coraz głupsze myśli, a i całe te nerwy jeszcze bardziej osłabiały moją pamięć, a przynajmniej teraz to wiem. Do tego dochodziły napady bólu głowy i wieczne zmęczenie, senność.
Dlatego diagnoza wywoła u mnie również uczucie ulgi. Ulgi, że jestem chora a NIE GŁUPIA i do niczego. Bo tak się właśnie czułam. Strasznie. Byłam załamana swoją osobą iii, jak wspomniałam myśli też były coraz głupsze. Póki co powoli z tego wychodzę, m.in. po to zaglądam tu do Was na forum i cieszę się, że Was mam i zawsze będę wdzięczna za wsparcie.
Moje życie z „poprawką na sm” rozpoczęło się z Nowym Rokiem. W sobotę 31 grudnia, obudziłam się ze zdrętwiałym kciukiem i palcem wskazującym w prawej dłoni. I co? I nic, olałam. Myślałam sobie: wyspałam się na ręce albo mam zespół cieśni nadgarstka. W ciągu dnia drętwienie delikatnie postępowało, ale funkcjonowałam w miarę normalnie, więc w dalszym ciągu olewka. Wybierałam się za miasto na zabawę sylwestrową… itp., itd. I w końcu, w poniedziałek 2 stycznia 2012 zgłosiłam się na SOR do szpitala z tym, że nie miałam już zdrętwiałych dwóch palców, tylko praktycznie całą prawą stronę ciała, w tym rękę kompletnie. Mogłam sobie nią ewentualnie pomachać, a czynności tak prozaiczne jak podpisanie się, uczesanie, umycie zębów, podniesienie głupiego kubka czy widelca było niewykonalne. Cóż… naprawdę byłam przerażona, z lekka rozhisteryzowana włąciwie, 10 minut ryku, 10 minut spokoju (rany ale było mi wstyd, ale naprawdę nic nie mogłam na to poradzić). W każdym razie doczekałam się, w końcu neurologa i po badaniu zaproponowano mi przyjęcie na oddział. Ha… nie musieli mnie namawiać. W trakcie wywiadu, przypomniałam sobie też, że z 2 lata wcześniej miałam już podobny, ale znacznie delikatniejszy epizod z drętwieniem. Wówczas zdrętwiały mi te same dwa palce i lewa strona twarzy, ale lekarz rodzinny zalecił jedynie wizytę u hematologa, ponieważ miałam niedobór białych krwinek, a hematolog z kolei zapisał witaminy; tymczasem jak się okazuje był to pierwszy rzut choroby.
No więc, tomograf, rezonans, punkcja lędźwiowa (bosssh, jakie to nieprzyjemne). Tydzień czekania na wszystkie wyniki i 9 stycznia diagnoza: SM. Reakcja? Sama nie wiem, przez cały tydzień niby starałam się oswoić, że to może być to, no ale co innego chorować na coś hipotetycznie, a co innego być pewnym.
Kompletnie mieszane uczucia. Kroplówki z solumedrolem jakoś nie pomagały w znaczący sposób. Już mnie wypisują do domu (co prawda z lekami) ale ja po tygodniu czasu, nawet nie umiałam zgiąć wszystkich palców, czy trafić ręką do nosa. Tego się bałam. Jestem praworęczna, jak u licha miałam wrócić do pracy?
Na szczęście na dzień dzisiejszy ręka jeszcze nieco „inna”, ale w porównaniu z tym co było NIEBO. 9-latka ma zgrabniejsze ręczne pismo ode mnie, ale po klawiaturze śmigam. 2 tygodnie temu nie mogłam przesunąć czy kliknąć myszkę, ale teraz robię to swobodnie
Fizycznie codziennie lepiej, psychicznie nieco gorzej.
Nie wiem, jak u Was, ale moim najbardziej dokuczliwym objawem sm (choć nie miałam o tym pojęcia) były problemy z koncentracją i pamięcią czy też może lepiej ich brakiem. Parę ostatnich miesięcy to była istna droga przez mękę. W pracy zmieniłam dział, musiałam się nauczyć wielu, wcale a wcale nie łatwych rzeczy i naprawdę uważać na to co robię, tymczasem wychodziło jak wychodziło, bądź wcale. W pewnym momencie zaczęłam się sprawdzać po kilka razy, robię coś maksymalnie skupiona… a potem i tak coś wychodziło nie tak. Strasznie mi było głupio, przez współpracownikami, przed sobą. Czułam się taka głupia… no bo, jak można tak często tracić wątek czy nie rozumieć tego, co ktoś do Ciebie mówi? Zawsze byłam zakręcona, ale TO co wyczyniałam teraz przerastało mnie zupełnie. Denerwowałam się pracą, innymi, sobą. Popadałam w coraz większą depresję, i zaczęłam mieć coraz głupsze myśli, a i całe te nerwy jeszcze bardziej osłabiały moją pamięć, a przynajmniej teraz to wiem. Do tego dochodziły napady bólu głowy i wieczne zmęczenie, senność.
Dlatego diagnoza wywoła u mnie również uczucie ulgi. Ulgi, że jestem chora a NIE GŁUPIA i do niczego. Bo tak się właśnie czułam. Strasznie. Byłam załamana swoją osobą iii, jak wspomniałam myśli też były coraz głupsze. Póki co powoli z tego wychodzę, m.in. po to zaglądam tu do Was na forum i cieszę się, że Was mam i zawsze będę wdzięczna za wsparcie.