Dzień 1: Przyjęcie do szpitala.
Dzień 2: Założenie w znieczuleniu miejscowym wkłucia centralnego (https://pl.wikipedia.org/wiki/Wk%C5%82ucie_centralne). Trochę nieprzyjemne, ale do przeżycia.
Dzień 3: Cyklofosfamid (Endoxan) dożylnie w dawce zależnej od powierzchni ciała (2000 mg/m2). Żona dostała 3 gramy.
Dni 3-6: Dożylnie duże ilości płynów (soli fizjologicznej) z elektrolitami (magnez/potas), ponadto leki moczopędne (bez wątpienia w celu ochrony nerek i pęcherza), środki przeciwwymiotne, antybiotyki i leki przeciwgrzybiczne, leki regulujace pracę układu pokarmowego.
Dni 7-12: Codzienne zastrzyki domięśniowe z czynnikiem powodującym uwalnianie komórek macierzystych do krwi obwodowej (G-CSF).
Dzień 12: Kilkugodzinne podłączenie do maszyny, która sobie te komórki macierzyste wyłapuje. Potem kroplówka z elektrolitami.
Dzień 13-14: Nic. Weekend w szpitalu.
![Uśmiech :)](./images/smilies/smile.gif)
Dzień 15: Zdjęcie wkłucia centralnego i wypisanie ze szpitala.
Ogólne wrażenia z pobytu w klinice:
Żona leżała w tzw. "starym skrzydle" na Dąbrowskiego. To nie jest oddział stricte izolacyjny, ale odwiedziny na oddziale są co do zasady zabronione.
Większość sal jest dwu- i trzyosobowa. Ciasno i niestety momentami spore zamieszanie i tłok, z dostawianiem kozetek włącznie (więcej pacjentów niż łóżek).
Lekarze hematolodzy są bardzo mili i pomocni - odpowiadają na pytania. Pielęgnarki niektóre bardzo sympatyczne, inne - mniej.
Realia niekiedy trochę jak z ubiegłej epoki (brak ogólnodostępnego papieru w toaletach? w XXI wieku?), ale można wytrzymać.
Jedzenie, jak to w większości szpitali, jest podłe.
Terapia:
Cyklofosfamid, jak to cytostatyk, powoduje złe samopoczucie, a przede wszystkim nudności. Można (i należy) domagać się podania dodatkowych środków przeciwwymiotnych, ale ich skuteczność jest taka sobie. Wieczór po podaniu chemii i ewentualnie następny dzień mogą być więc dość męczące.
W dłuższym okresie ta chemia bardzo osłabia.
Po wyjściu ze szpitala efekty męczliwości przy jakielkolwiek aktywności fizycznej są _bardzo_ widoczne.
O pracy należy zapomnieć i korzystać z L4
![Uśmiech :)](./images/smilies/smile.gif)
Pacjenci, którzy mieli chemię nieco wcześniej, narzekają też, że ok. 2 tygodnie po niej zaczynają wypadać włosy. Nie wiem jeszcze, czy w tej fazie wypadają wszystkie czy tylko co poniektóre
![Uśmiech :)](./images/smilies/smile.gif)
Z kolei zastrzyki z G-CSF są bezproblemowe. Dopiero pod koniec cyklu ich podawania pojawia sie uciążliwy ból kości (który świadczy o pomyślnym uwalnianiu się komórek macierzystych do krwi, więc jest pozywnym objawem). Paracetamol pomaga.
Sama separacja komórek to nic strasznego. Tyle, że maszyna separująca trochę hałasuje, a trzeba na niej spedzić co najmniej 4 godziny.
Potem przez ok. dobę człowiek jest dodatkowo padnięty i senny.
To chyba z grubsza tyle, ciąg dalszy nastąpi w styczniu/lutym.
Wtedy żona dostanie już konkretniejszą dawkę cyklofosfamidu oraz dodatkowo ATG, a potem podadzą jej te pracowicie uciułane komórki macierzyste.
Ten drugi pobyt, o ile mi wiadomo, będzie miał już miejsce w sali izolacyjnej.