Komórki macierzyste / przeszczep szpiku HSCT

Indywidualne leczenie chorego na SM

Moderator: Beata:)

Kukiman
Posty: 67
Rejestracja: 2014-07-02, 09:27
Wiek: 29
Lokalizacja: sosnowiec

Komórki macierzyste

Postautor: Kukiman » 2015-12-30, 11:39

Pierwszy dzień po przeszczepie. Ogólnie chemioterapię i dawkowanie tymoglobuliny przeszedłem koszmarnie (ciągłe wymioty, bóle żołądka, głowy, gorączki, poty, drgawki i całkowity brak chęci życia i tak przez 7 dni mnie trzymało). Każdy znosi to indywidualnie gdyż inny chory na sm, który zaczynał w ten sam dzień co ja - cytując hematologa ,,ani raz nie puścił pawia". Na wadze -4kg. Po przeszczepie ciągłe gorączki, bóle głowy, drgawki i pocenie się - ogólnie od 3 dni nie sypiam po nocach. Nikogo nie mam zamiaru straszyć lecz tylko przedstawiam swoją obiektywną opinię gdyż jak widać odczucia są różne i niektórzy są odporni na takie zabawy :) więc tylko chciałbym pokazać, że spodziewać można się praktycznie wszystkiego. Osób chorych na sm leczonych tą metodą przewala się tutaj naprawdę spora ilość, można by powiedzieć, że w budynku z autoprzeszczepami (12 izolatek), spora część to SMowcy.
Kadra super, lekarze ze sporą dawką empatii i o wszystkim informują, pielęgniarki - eh, są takie, do których możnaby mówić mamo i zawierzyć życie (pełen profesjonalizm, troska o pacjenta) lecz są również pojedyncze "okazy", którym brakuje doświadczenia życiowego i niestety nieświadomie bardzo uprztkrzają pobyt. Jedzenie jak to szpitalne jedzenie - sugeruję się srogo zaopatrzyć w suchy prowiant bo na śniadanie dostaje się czasami bułkę, 2 kromki chleba, kawałek masła i np. dżemik lub miodek w małym plastikowym pudełeczku (tak aby sobie posmarować kromkę ;) ). Kończąc ten wywód - polecam i zachęcam bo walczymy o wiele :)

Awatar użytkownika
blanka
Posty: 7000
Rejestracja: 2012-09-07, 17:02
Wiek: 50
Lokalizacja: tarnowskie góry

Komórki macierzyste

Postautor: blanka » 2015-12-30, 15:36

Miałeś kukiman naświetlanie ? Słyszałam o bombie kobaltowej .
Trzymaj się ,teraz to już tylko dobrze będzie :)
Blanka

Kukiman
Posty: 67
Rejestracja: 2014-07-02, 09:27
Wiek: 29
Lokalizacja: sosnowiec

Komórki macierzyste

Postautor: Kukiman » 2015-12-30, 17:20

Żadnych naświetlań i żadnych kobaltów czy innych radioaktywnych metod. Sama chemia i przeszczep.
Dzięki Blanka:)

niezniszczalny
Posty: 16
Rejestracja: 2015-09-27, 17:04

Komórki macierzyste

Postautor: niezniszczalny » 2016-01-06, 20:04

Kuki kiedy Cię ze szpitala puszczają? Poprawiło się już trochę z tymi ubocznymi efektami?

Kukiman
Posty: 67
Rejestracja: 2014-07-02, 09:27
Wiek: 29
Lokalizacja: sosnowiec

Komórki macierzyste

Postautor: Kukiman » 2016-01-06, 20:54

Dokładnej daty opuszczenia szpitala jeszcze nie znam ale doktor mi wczoraj powiedział, że w przyszłym tygodniu już się raczej pożegnamy więc mam nadzieję pod koniec przyszłego tygodnia siedzieć już w domku. Czyli tak orientacyjnie ~2tyg. po przeszczepie.

Efekty uboczne zaczęły zanikać jakoś 2-3 dni po zakończeniu chemii, więc można powiedzieć, że 8-9 dni byłem kompletnie nieżyciowy ale już jest okej. Z objawów pozostały mi tylko bóle głowy i gorączkowanie więc jest zdecydowanie lepiej :)

Awatar użytkownika
blanka
Posty: 7000
Rejestracja: 2012-09-07, 17:02
Wiek: 50
Lokalizacja: tarnowskie góry

Komórki macierzyste

Postautor: blanka » 2016-02-07, 17:49

kukiman- co u Ciebie ? Jak się czujesz ?

Andrew- Na jakim etapie jest leczenie żony ? Jak się czuje ?

Pozdrowienia dla Was :bye:
Blanka

Andrew
Posty: 73
Rejestracja: 2015-09-01, 12:45

Komórki macierzyste

Postautor: Andrew » 2016-02-08, 11:42

Dzięki za pozdrowienia, Blanka :)
Żona czuje się obecnie całkiem przyzwoicie, ale spędziła w szpitalu znaczniej więcej czasu, niż przewidywaliśmy (prawie 7 tygodni).
Dostała bowiem już po chemii dość nieprzyjemnej infekcji, którą trzeba było wyleczyć.
Poza tym chemioterapia i przeszczep przebiegły bez większych niespodzianek.

Wkrótce wrzucę w tym temacie dłuższy (i mam nadzieję, przydatny dla innych zainteresowanych) wpis z opisem jej doświadczeń szpitalnych. Muszę się tylko zmobilizować do jego napisania :)

Andrew
Posty: 73
Rejestracja: 2015-09-01, 12:45

Komórki macierzyste

Postautor: Andrew » 2016-02-11, 18:46

A oto druga część relacji z chemioterapii i przeszczepu szpiku mojej żony (rozpoczętego separacją szpiku opisaną we wcześniejszym wpisie)

Ogólny przebieg pobytu wyglądał następująco:

Dni 1-4: Przyjęcie do szpitala, wykonywanie przeróżnych badań i analiz, założenie wkłucia centralnego itp.
Dni 5-8: Podawanie cyklofosfamidu w dawce 4 x 2500 mg dziennie, czyli w sumie 10 gramów.
Dni 5-9: Podawanie ATG (tymoglobuliny) w stopniowo rosnącej dawce.
Dni 10-11: Odpoczynek po chemioterapii.
Dzień 12: Przeszczep (czyli podanie krwiotwórczych komórek macierzystych zgromadzonych na etapie separacji i zamrożonych).
Dni 13-19: Oczekiwanie, aż przeszczep się „przyjmie”, a układ odpornościowy zacznie się regenerować (tj. spadająca praktycznie do zera liczba leukocytów we krwi zacznie się nieśmiało podnosić).
Dni 20-25 Podawanie czynnika G-CSF mobilizującego leukocyty do gwałtownego (choć przejściowego) wzrostu.
Dni 21-29 Diagnozowanie i nieudane próby leczenia infekcji pęcherza (przykre powikłanie po chemii).
Dni 30-45 Leczenie infekcji cydofowirem (Vistide).
Dzień 48 Wypisanie ze szpitala. Uff, koniec.

Parę słów w kwestii uciążliwości terapii:

Wiadomo, że strach przed „chemią” jest w naszym narodzie wielki. Żona jednak zniosła samo podawanie cyklofosfamidu (i ATG) względnie nie najgorzej. Było kilka dni bardzo dużego osłabienia (przejście przez pokój było problemem) i niekiedy silnych mdłości (ale bez wymiotów), zakończonych jednym dniem z wymiotami (już po ukończeniu podawania cyklosfamidu). Potem wymioty przejściowo wróciły przy podawaniu innych leków — najwyraźniej sponiewierane chemią jelita łatwo się buntowały.
Reakcja na cyklofosfamid jest jednak bardzo indywidualna. Na oddziale byli też pechowcy, którzy rzygali jak koty przez wiele dni, męcząc się przy tym okrutnie. Zdarzył się też szczęśliwiec, który „ani razu nie puścił pawia”, jak z podziwem mówili o nim lekarze. Trudno przewidzieć, jak kto zareaguje.
Chętni do przeszczepu powinni jednak założyć, że terapia będzie odrobinę uciążliwa ;-)

Poczytawszy nieco o przeciwwymiotnym działaniu kannabinoidów, sygnalizowanym przez wielu pacjentów onkologicznych, namówiłem żonę na przyjmowanie (jej własnego) Sativexu. Lekarze szpitalni się zgodzili. Według mnie — pomagał. Żona czuła się lepiej niż średnia wśród towarzyszy niedoli, a nudności wracały, gdy przestawała go brać.
Jest to w każdym razie metoda do rozważenia (choć kosztowna).

Sam „przeszczep” to jest po prostu podpięcie kroplówki z zebranymi wcześniej komórkami macierzystymi. Trwał około kwadransa i wiązał się tylko z niewielkim dyskomfortem (dziwny posmak w ustach). Żaden problem, zwłaszcza w porównaniu z dziesiątkami innych kroplówek, z których żonie codziennie jakieś podłączano.

Wszystkich podawanych pomocniczo leków nie sposób tu wymienić. Były tam: antybiotyki, lek przeciwwirusowy, leki przeciwgrzybiczne, leki regulujące pracę układu pokarmowego, lek moczopędny (furosemid), przeciwbakteryjna furagina, duże ilości wody (soli fizjologicznej) w kroplówkach, magnez z potasem, środek przeciw nudnościom i pewnie wiele innych, o których zapomniałem.

Wraz z ATG podawano także solu-medrol, paracetamol i klemastynę (lek przeciwuczuleniowy), która zbijała z nóg i oszałamiała wyjątkowo skutecznie. Pojawiały się zawroty głowy, uciążliwe i wyraźnie utrudniające chodzenie (mógł się do nich przyczyniać również obniżający ciśnienie furosemid). Podawanie ATG było ponadto samo w sobie dość uciążliwe, bo odbywało się za pomocą kroplówki z elektronicznym dozownikiem ustawionym na powolne dozowanie aż przez 12 godzin.
Po zakończeniu ATG pojawiły się lekkie gorączki — do zniesienia.

Najbardziej przykrą niespodzianką było wystąpienie krwotocznego zapalenia pęcherza. To jedno z typowych powikłań po chemioterapii, choć niezbyt częste w przypadku akurat takiej „lekkiej” chemii.
Była to bardzo nieprzyjemna i bolesna infekcja, która męczyła żonę dłuższy czas. Tu można mieć zresztą trochę pretensji do lekarzy, którzy mogli zareagować szybciej na zgłaszane przez żonę dolegliwości (ale poza tą wpadką lekarze zachowywali się naprawdę bardzo ładnie i byli pomocni). Ostatecznie udało się zidentyfikować głównych wrogów (dwa rodzaje wirusów i bakterię odporną na część antybiotyków) i stopniowo rozwiązać problem podając co tydzień dawkę cydofowiru. Ten lek stanowił dość ciężką artylerię (po podaniu ścinał żonę z nóg na większość dnia). Ale zadziałał i bardzo fajnie, że szpitalowi udało się znaleźć formalną ścieżkę do jego podania (jest to lek dość drogi i dlatego trudno dostępny).

Ogólne warunki pobytu w klinice:

Żona ponownie trafiła do „starego” budynku: początek i koniec pobytu spędziła w salach dwuosobowych i jednoosobowych w strefie ogólnej („brudnej”), a chemioterapię i pewien czas po przeszczepie w jedynce w strefie „sterylnej”.
Jedynka izolacyjna w strefie „sterylnej” była dość przyzwoita jak na polski szpital: osobna łazienka, sporo miejsca. Znajdowała się w odseparowanej części zwykłego oddziału, więc podejrzewam, że standard sal w „nowym” skrzydle z izolatkami może być jeszcze wyższy.

Sale w ogólnej części oddziału to już standard bardziej peerelowski, włącznie ze szczelinami podokiennymi z których niemiłosiernie wiało i żona musiała je utykać papierem toaletowym, żeby wdzierające się do sali zimowe powietrze nie burzyło jej fryzury ;-) Personel szpitala nie docenił jednak tych zabiegów termomodernizacyjnych i następnego dnia przybył na pomoc pan Zdzisio-uszczelniacz z tubą silikonu.
Bieda budżetowa przejawiała się także w (delikatnych i nienachalnych) sugestiach, aby kupić np. własny termometr, ciśnieniomierz albo i własną witaminę C.

O jedzeniu nie da się powiedzieć żadnego dobrego słowa, więc ten temat pomińmy :) Był to dość konkretny problem zwłaszcza po chemii, gdy człowiek trochę jednak powinien jeść, nawet jeśli wyjątkowo nie ma ochoty. A jeśli dostanie jakąś breję obrażającą zmysły smaku, wzroku i zapachu, to nie zje nic (bo zwymiotuje na sam widok) i będzie się żywił tylko kroplówkami z glukozą. Podczas pobytu w szpitalu żona straciła ok. 10% wagi i po części to z pewnością wina nie chemii tylko jedzenia nienadającego się do jedzenia.

Z kolei lekarze hematolodzy na tym oddziale trafili się bardzo fajni i pomocni, pielęgniarki również. To naprawdę ułatwiało tak długi pobyt w szpitalu. Żal, że w dni wolne od pracy (a na przełomie grudnia i stycznia sporo ich było) nie ma na miejscu tej stałej obsady lekarskiej, a obchodów dokonują lekarze bardziej przypadkowi, nie znający dobrze pacjenta i jego stanu.

Do pacjentów przychodziła rehabilitantka, z której usług przy tak długim pobycie warto było skorzystać. Z odwiedzinami przychodziła również dietetyczka, która udzielała cennych uwag na temat diety odpowiedniej po chemioterapii. Przy okazji próbowała namawiać żonę na zjadanie dodatkowych porcji mięsa :)

Tyle opisu, dodam może jeszcze kilka porad dla potencjalnych pacjentów:

Rzeczy przydatne w tym szpitalu:
Zapas niegazowanej wody mineralnej, zapas coli (takiej prawdziwej, z cukrem i kofeiną - pomoże przy mdłościach i pobudzi po chemii), duży zapas papieru toaletowego, czajnik do gotowania wody na herbatę, trochę gotówki (gdyby przyszło poprosić pielęgniarkę lub salową o dokupienie czegoś), zapas soczków (w szklanych butelkach, małych — żeby nie stały dłużej otwarte), jedzenie (zapakowane fabrycznie w opakowaniach jednorazowych), siemię lniane (dla zadbania o stan gardła i przełyku).
Należy dużo pić, nawet gdy po chemii człowiek nie ma na to ochoty. Więcej płynów to mniejsze ryzyko uszkodzenia dróg moczowych przez cyklofosfamid. Podawane kroplówki i furosemid mogą nie wystarczyć.

Włosy (o ile ktoś je zachował po etapie separacji) można ostrzyc/ogolić już z góry. Szanse na ich przeżycie po chemii zasadniczej są naprawdę znikome :)

Co teraz (dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala)
Żona fizycznie jest nadal dość słaba (szybko się męczy), ale humor ma znakomity :). Wyniki analiz krwi są bardzo ładne, nieco poniżej normy jest nadal tylko hematokryt, no i limfocyty oczywiście. Nawet próby wątrobowe (AST, ALT itp.) mieszczą się już w normach, co jest dla nas przyjemnym zaskoczeniem.
Z badaniem ewentualnego pozytywnego wpływu zabiegu na neurologię musimy poczekać na odzyskanie sił przez żonę — jej obecne problemy ujawniały się raczej po intensywniejszym spacerze, na który jeszcze nie ma siły. (Zresztą poprawa po przeszczepie — jeśli następuje — to często po kilku miesiącach albo później).
Jestem jednak dobrej myśli, bo już na tę mniejszą dawkę cyklofosfamidu podanego podczas separacji jej organizm zareagował bardzo ładnie — tyle energii, tak dobrego nastroju i takiej kondycji przy chodzeniu nie miała od czasu pierwszego rzutu prawie dwa lata temu. Zakładam, że tamta poprawa nie była spowodowana tylko równoczesnym odstawieniem interferonu i liczę, że teraz będzie jeszcze lepiej. :)

Awatar użytkownika
anula;)
Posty: 6100
Rejestracja: 2010-02-11, 16:59

Komórki macierzyste

Postautor: anula;) » 2016-02-12, 10:46

Bardzo dziękuję Andrew za tak szczegółowy opis i cenne rady . Pozdrawiam Was serdecznie! :)
.... niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!... :rece2: EF 4

Awatar użytkownika
blanka
Posty: 7000
Rejestracja: 2012-09-07, 17:02
Wiek: 50
Lokalizacja: tarnowskie góry

Komórki macierzyste

Postautor: blanka » 2016-02-12, 18:53

Andrew pisze:Source of the post Dzień 48 Wypisanie ze szpitala. Uff, koniec.
- Teraz tylko do przodu ,czyli lepiej :) ,bardzo się cieszę że Twoja Żona ma to już za sobą .Pozdrów proszę Serdecznie Żonkę :) .Chciałam też Was prosić o dalsze info jakie postępy u Was :)
Blanka

piotrek_krk
Posty: 1
Rejestracja: 2015-11-27, 15:38
Wiek: 32

Komórki macierzyste

Postautor: piotrek_krk » 2016-02-13, 20:13

Trzymam za was kciuki i dajcie znać jak wam idzie. Chętnie poczytam waszego bloga czy coś w tym rodzaju. Niejaki George Gross fajnie opisuje swoja przygode z przeszczepem na swoim blogu http://themscure.blogspot.com/ i aktualnie jest 6 lat po przeszczepie i nadal SM u niego nie postępuje.

Andrew
Posty: 73
Rejestracja: 2015-09-01, 12:45

Komórki macierzyste

Postautor: Andrew » 2016-02-13, 21:11

Dzięki wszystkim za miłe słowa i pozdrowienia.

Do prowadzenia regularnego bloga brakłoby nam raczej ochoty i motywacji (w kółko tak pisać o chorobie? e, nie..).
Ponadto mamy oczywiście nadzieję, że udało się uzyskać trwałą remisję choroby i że zwyczajnie nie będzie o czym pisać :)

Tak to mniej więcej wygląda na blogu Davida, którego relacja z leczenia SM alemtuzumabem była dla nas inspiracją do wypróbowania przeszczepu (mechanizm obu metod jest dość zbliżony, bo oparty na zniszczeniu limfocytów).
Jeśli ktoś nie zna jego bloga, a radzi sobie z angielskim, to bardzo polecam:
http://www.davidscampathstory.org/experience.html
Mija mu dwanaście lat od terapii i ma się dobrze (poza już utrwalonymi deficytami neurologicznymi i pewnymi okresowymi ich pogorszeniami). A miał on bardzo agresywną postać choroby.

Blog Grossa również mogę polecić, to bardzo cenne źródło informacji i inspiracji. Warto przy okazji podkreślić, że on przeszedł chemioterapię mieloablacyjną (zgodną z protokołem BEAM), która jest znacznie bardziej brutalna i m.in. przeważnie trwale uszkadza gonady oraz powoduje konieczność ponownego zastosowania „dziecięcych” szczepień.

niezniszczalny
Posty: 16
Rejestracja: 2015-09-27, 17:04

Komórki macierzyste

Postautor: niezniszczalny » 2016-02-23, 12:16

Andrew, Kukiman czy osoba poddana zabiegowi jest w stanie (bądź lekarze pozwalają/zabraniają) chodzić, czy raczej jest to okres tylko i wyłącznie przeleżany w łóżku?

Awatar użytkownika
roma
Posty: 2782
Rejestracja: 2015-09-15, 21:59

Komórki macierzyste

Postautor: roma » 2016-02-23, 17:02

Andrew jestem pod wrażeniem przebytej kuracji.
Serdecznie Was pozdrawiam

Andrew
Posty: 73
Rejestracja: 2015-09-01, 12:45

Komórki macierzyste

Postautor: Andrew » 2016-02-23, 17:48

@niezniszczalny: Sprawność pacjenta po chemii jest kwestią indywidualną, każdy może inaczej reagować. Żona przez kilka najtrudniejszych dni wstawała z rzadka i chodziła bardzo słabo — z powodu zupełnego braku sił i zawrotów głowy. Dlatego większość doby przesypiała (budzona co jakiś czas przez pielęgniarki i lekarzy — przy obchodzie, kroplówkach, posiłkach, ważeniu itp). Później stopniowo się poprawiło.

Wstawać z łóżka nikt nie zabrania. Choć pielęgniarki boją się o ewentualne upadki i bywają nadopiekuńcze, zwłaszcza gdy widać, że pacjent chodzi slalomem i po ścianach. Natomiast z pokoju wychodzić z własnej inicjatywy w zasadzie nie wolno (a już na pewno nie podczas pobytu w izolatce). Nie bardzo tam zresztą było gdzie pospacerować: małe pokoje, wąskie korytarze. Więc siłą rzeczy większość czasu spędza się na łóżku.
Podpięte kroplówki również nie ułatwiają wycieczek — trzeba zasuwać z całym stelażem :)


Wróć do „Leczenie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 72 gości