Lepiej
: 2014-12-16, 10:58
W tym roku dowiedziałem się, co jest powodem moich wieloletnich dolegliwości.
Po kilkunastu latach łażenia od lekarza do lekarza i uznawania samemu, że za wszystkim może stać jeden powód, mam odpowiedź.
Ten rok to pasmo infekcji - no mała poszła do żłobka i wszystkim obdarzała swojego papę.
I zupełnie delikatnie do "zwykłych", znajomych otumanień, dekoncentracji, osłabień i drętwienia głowy/twarzy, czasem rąk doszły drobne, delikatne mrowienia nóg. I coś, co wydawało się hemoroidami. Nadciśnienie, podwyższone tętno, jaskra i podwyższone ciśnienie w oczach.
Bam! Rezonans, punkcja i... załamanie.
Po punkcji znowu ciąg osłabienie/dekoncentracja/oszołomienie i tym razem... osłabienie nóg. Lekko też kciuków.
Pierwszy raz "coś z nogami i rękami" po hm... albo 15 latach dziwnych objawów, albo nawet prawie 30, jeżeli uznać, że epizod z dzieciństwa też wchodzi w rachubę. O tyleż dziwny, że objawy wyglądały, jak udar...
Ale pewnego wieczora przyszła myśl: znowu zaczyna się lepszy okres.
I stopniowo głowa zaczęła się oczyszczać, zmniejszyły prawie do zera parestezje i nogi znowu silniejsze (nie na 100, ale niech będzie 95%). Nie mam tych strzałów zmęczenia. Drgają mi mięśnie w łydkach - po magnezie deczko mniej. Przede wszystkim już aż tak nie panikuję.
Wiem, że nie zna nikt dnia, ani godziny, ale cieszę się, jak dziecko, że potrafię znowu czuć się... normalnie.
No prawie normalnie.
Dwa lata tak się czułem.
Ciekawe, jak długo teraz.
I najtrudniejsze pytanie, co i jak będzie dalej...
Po kilkunastu latach łażenia od lekarza do lekarza i uznawania samemu, że za wszystkim może stać jeden powód, mam odpowiedź.
Ten rok to pasmo infekcji - no mała poszła do żłobka i wszystkim obdarzała swojego papę.
I zupełnie delikatnie do "zwykłych", znajomych otumanień, dekoncentracji, osłabień i drętwienia głowy/twarzy, czasem rąk doszły drobne, delikatne mrowienia nóg. I coś, co wydawało się hemoroidami. Nadciśnienie, podwyższone tętno, jaskra i podwyższone ciśnienie w oczach.
Bam! Rezonans, punkcja i... załamanie.
Po punkcji znowu ciąg osłabienie/dekoncentracja/oszołomienie i tym razem... osłabienie nóg. Lekko też kciuków.
Pierwszy raz "coś z nogami i rękami" po hm... albo 15 latach dziwnych objawów, albo nawet prawie 30, jeżeli uznać, że epizod z dzieciństwa też wchodzi w rachubę. O tyleż dziwny, że objawy wyglądały, jak udar...
Ale pewnego wieczora przyszła myśl: znowu zaczyna się lepszy okres.
I stopniowo głowa zaczęła się oczyszczać, zmniejszyły prawie do zera parestezje i nogi znowu silniejsze (nie na 100, ale niech będzie 95%). Nie mam tych strzałów zmęczenia. Drgają mi mięśnie w łydkach - po magnezie deczko mniej. Przede wszystkim już aż tak nie panikuję.
Wiem, że nie zna nikt dnia, ani godziny, ale cieszę się, jak dziecko, że potrafię znowu czuć się... normalnie.
No prawie normalnie.
Dwa lata tak się czułem.
Ciekawe, jak długo teraz.
I najtrudniejsze pytanie, co i jak będzie dalej...