Odwieczny dylemat - wypuszczać czy nie wypuszczać... ja na wsi wypuszczałam na każde życzenie i drżałam każdego dnia, bo też mieszkałam blisko drogi, a auto dłużbowe popędzi nawet po najgorszej wiejskiej drodze. Ale tam one były u siebie od dziecka. W mieście jest obco, większy ruch i hałas więc trzymam ich w "złotej klatce". Nie wiem co lepsze. Raz nam się zdarzyło że mąż nie dopilnował Pucka i ten zwiał nam na ulicę na noc. To było jesienią, padał deszcz i już było dość chłodno. Jak wstałam o 6 do pracy i zobaczyłam że nie ma kota (Kocio był jeszcze zaginiony), to... (sami się domyślcie), ale mąż szybciutko się zwlókł z łóżka i poszedł na poszukiwania. Okazało się że Pucek siedział pod jakimś autem pod naszym oknem i płakał wniebogłosy. Jak usłyszał / zobaczył Kubę to wybiegł mu naprzeciw prawie prosto w ramiona. Później przez kilka dni jakoś stracił zainteresowanie tym co na zewnątrz
. Książkę by można napisać o tych Gamoniach.
Zosiu, mnie historia Kocia tak zaskoczyła, że naprawdę wierzę że Twój Rudzik też mogł się gdzieś zahaczyć. Rozumiem co czujesz, bo u nas też lisy i inne leśne zwierzęta podchodziły +pseudomyśliwi trenujący swoje psy + plotki o nielegalnych walkach psów w sąsiedniej wsi + zaginione psy/koty sąsiadów co chwila. Napisałam tu o Kociu dla Ciebie i Twojej Rodzinki żeby Wam pokazać że takie historie to nie tylkojest w bajkach dla dzieci się zdarzają. Rudzielce są cwane i sprytne
, a o ile dobrze pamiętam to on do Ciebie przybył skądś jako dorosły kot, więc zna życie.
Wojtku, co do tych gnoi to ja chyba jednak jestem zwolenniczką przerabiania ich na karmę, nie tylko dla naszych maluchów, ale również do Zoo, dla dzikich np. wilków żeby nie musiały polować na owce i psy. Byłabym skłonna ułożyć cały program, a świat jak by skorzystał, przeludnienie by zmalało... marzenia. A dziś na stronie trójmiasto.pl znowu przeczytałam że w wakacje nasiliło się porzucanie zwierząt
.
Przepraszam że tak się znowu rozpisałam.