Jukka- miałam to samo, w podstawówce uwielbiałam starożytność. Dobrze pamiętasz. Zginął Kleomenes. Ja tak bardzo polubiłam tego bohatera, że dziadkowy kot otrzymał jego imię i uganiałam się za nim po podwórzu wołając: Kleo! Kleomenes!
Po „Króla trędowatego” jeszcze nie sięgnęłam, chociaż lata temu czytałam „Krzyżowców”. Nie pamiętam, czy to nie był ten czas, czy po prostu coś mi książka „nie leżała”. Będę musiała wrócić i spojrzeć na nią świeżym/ starszym okiem.
„Imię róży” bardzo cenię. Raz na kilka lat wracam do tej lektury, podobnie jak do „Królów przeklętych” Druona.
Czasami jednak odrywam się od dawnych dziejów i sięgam po współczesność. A co tam, inaczej całkowicie spróchnieję jako ta mumia hi hi. I szczerze polecam „Przewrotność dobra” Kwiatkowskiej. Książka mocna, do bólu prawdziwa i podobnie jak „Spektrum” nie da o sobie zapomnieć. Na pewno wywoła burzę w głowie.
Książki
Moderator: Beata:)
Skończyłam tego trędowatego króla. Dobre. Trochę dziwnie się słucha opisu gnijącego za życia człowieka podczas przygotowywania przetworów... Ale pewnie w trakcie spożywanie posiłku - zwłaszcza mięsnego - słuchałoby się tych opisów jeszcze mniej przyjemnie. No, ale to już nie wina książki, w jakich okolicznościach jest czytana/słuchana.
Na powieść można na powieść spojrzeć z wielu stron, można porozważać o szczerości wyznawców chrześcijaństwa, którego przesłaniem podobno jest wzajemne miłowanie i wybaczanie. Ale jeśli skupić się na postaci tytułowej można powieść Kossak-Szczuckiej odczytać jako powieść o samotności władcy. Samotności podwójnej - chorego człowieka, do którego każdy boi się i brzydzi podejść i władcy - osamotnionemu w swojej trosce o królestwo. Z której strony by jednak nie spojrzeć - książka przygnębiająca.
Na powieść można na powieść spojrzeć z wielu stron, można porozważać o szczerości wyznawców chrześcijaństwa, którego przesłaniem podobno jest wzajemne miłowanie i wybaczanie. Ale jeśli skupić się na postaci tytułowej można powieść Kossak-Szczuckiej odczytać jako powieść o samotności władcy. Samotności podwójnej - chorego człowieka, do którego każdy boi się i brzydzi podejść i władcy - osamotnionemu w swojej trosce o królestwo. Z której strony by jednak nie spojrzeć - książka przygnębiająca.
Jutro przypłynie królowa Macieja Wasielewskiego. Czyli znów literatura faktu. O takiej małej wysepce gdzieś na końcu świata, a konkretnie to 15 tys. kilometrów na południowy wschód od Londynu. Wysepka zwie się Pitcairn. Zamieszkiwana jest w przeważającej większości przez potomków buntowników z Bounty. W 2012 roku żyły tam 54 osoby. Książka traktuje o tym, jak wygląda życie zamkniętej społeczności odciętej zupełnie od świata. Konkretnie nie tylko wyspiarze odcinają się od świata, świat od nich też woli się odciąć. W każdym razie jeśli kogoś interesuje, jak może wyglądać piekło na ziemi, to polecam.
Ja tymczasem chyba po takich lekturach powinnam wrócić do wspomnień młodego weterynarza J. Herriota. Wypadałoby w końcu odreagować. Ale i tak nim wrócę do zwierzątek małych i dużych, poczytam jeszcze jakiś kawałek lub dwa biografii Jobsa. Jakoś tak zabrać się za to całościowo nie mogę, bo mnie ten człowiek denerwuje niemożebnie, ale jak widzę mam koszmarne braki w wiedzy nt. elektroniki, więc może ta biografia pomoże mi choć trochę wypełnić te braki.
Ja tymczasem chyba po takich lekturach powinnam wrócić do wspomnień młodego weterynarza J. Herriota. Wypadałoby w końcu odreagować. Ale i tak nim wrócę do zwierzątek małych i dużych, poczytam jeszcze jakiś kawałek lub dwa biografii Jobsa. Jakoś tak zabrać się za to całościowo nie mogę, bo mnie ten człowiek denerwuje niemożebnie, ale jak widzę mam koszmarne braki w wiedzy nt. elektroniki, więc może ta biografia pomoże mi choć trochę wypełnić te braki.
Jukka- po Twoim komentarzu odnośnie „Króla trędowatego” uznałam, że koniecznie muszę po niego sięgnąć. Paradoksalnie lubię tego typu pozycje i bohaterów postawionych w takich sytuacjach. Dziękuję!
A ja tymczasem zaszalałam i dopadłam dwie książki Heidi Rehn: „Kobieta z bursztynowym amuletem” i „Złoto czarownic”. To dwie części opowieści o Magdalenie i jej ukochanym Eriku podczas zawieruchy wojny trzydziestoletniej. Powieść historyczna, powiedziałabym „babska”, ale czasami i taka lektura jest potrzebna. Trochę przypomina mi „Katarzynę” Benzoni. Książka idealna na taką pogodę.
A ja tymczasem zaszalałam i dopadłam dwie książki Heidi Rehn: „Kobieta z bursztynowym amuletem” i „Złoto czarownic”. To dwie części opowieści o Magdalenie i jej ukochanym Eriku podczas zawieruchy wojny trzydziestoletniej. Powieść historyczna, powiedziałabym „babska”, ale czasami i taka lektura jest potrzebna. Trochę przypomina mi „Katarzynę” Benzoni. Książka idealna na taką pogodę.
Tę "Katarzynę" na podstawie której nakręcono serial? Serial mi się podobał i książkę chciałam przeczytać... jak całkiem sporą ilość innych książek. I wciąż mam nadzieję, że może kiedyś przeczytam.
Jeśli odpowiedź na pytanie, od którego zaczynam posta, brzmi nie, przybliż mi Katarzynę, o której piszesz.
Jeśli odpowiedź na pytanie, od którego zaczynam posta, brzmi nie, przybliż mi Katarzynę, o której piszesz.
Nie, ja już nie kupuję książek papierowych, nie mam na nie miejsca. Poszukam gdzieś tego cyklu i internecie... jak już się uporam choć z częścią książek, e-książek i audioksiążek jakie mam do przeczytania/przesłuchania.
Zresztą i tak wiem, jak się owa historia naprawdę skończyła. Choć nie wiem, jak się kończy książka: jak serial czy tak, jak było naprawdę. Czyli po ludzku: nie wiem kto upiększył historię - autorka powieści czy dopiero twórcy serilalu
Zresztą i tak wiem, jak się owa historia naprawdę skończyła. Choć nie wiem, jak się kończy książka: jak serial czy tak, jak było naprawdę. Czyli po ludzku: nie wiem kto upiększył historię - autorka powieści czy dopiero twórcy serilalu
Taka cisza w tym temacie. Ja wiem, że czytacie, ale dlaczego nie dzielicie się wrażeniami po lekturach? Pewnie dlatego, żeby moja lista książek do przeczytania nie wydłużała się w nieskończoność. Skoro tak, to się nie gniewam
Ja prawie nie czytam, ale słucham, słucham, słucham. Wczoraj skończyłam "Nie opuszczaj mnie" Kazuo Ishiguro w interpretacji Marii Peszek. Ładna interpretacja dobrej książki. O książce trudno pisać, bo o czym tak naprawdę traktuje okazuje się dopiero gdzieś tak w połowie, a i tak prawdę poznajemy stopniowo. Więc skupię się na innym wątku - trójkącie damsko-męskim. Ten wątek sprawił, że z nieprzyjemnością słuchałam tej książki. Przyjaźnie, w których jedna strona bierze coś tylko dlatego, że wie, że drugiej się to bardziej należy zawsze mi działały na nerwy. Więc skoro słuchałam z nieprzyjemnością oznaczać to tylko może, że Ishiguro dobrze opisał taki układ. Ale pisałam, że to trójkąt, więc jest i on - do jednej pasuje dlatego ta druga go podrywa. W każdym razie takie trójkąty nie raz już były opisywane, tu ważne jest tło. Czyli do czego tak naprawdę przeznaczeni są wychowankowie Hilsham - elitarnej szkoły z internatem.
Ja prawie nie czytam, ale słucham, słucham, słucham. Wczoraj skończyłam "Nie opuszczaj mnie" Kazuo Ishiguro w interpretacji Marii Peszek. Ładna interpretacja dobrej książki. O książce trudno pisać, bo o czym tak naprawdę traktuje okazuje się dopiero gdzieś tak w połowie, a i tak prawdę poznajemy stopniowo. Więc skupię się na innym wątku - trójkącie damsko-męskim. Ten wątek sprawił, że z nieprzyjemnością słuchałam tej książki. Przyjaźnie, w których jedna strona bierze coś tylko dlatego, że wie, że drugiej się to bardziej należy zawsze mi działały na nerwy. Więc skoro słuchałam z nieprzyjemnością oznaczać to tylko może, że Ishiguro dobrze opisał taki układ. Ale pisałam, że to trójkąt, więc jest i on - do jednej pasuje dlatego ta druga go podrywa. W każdym razie takie trójkąty nie raz już były opisywane, tu ważne jest tło. Czyli do czego tak naprawdę przeznaczeni są wychowankowie Hilsham - elitarnej szkoły z internatem.
Jukka , czytam , czytam, ale ostatnio wróciłam rykoszetem do Whartona i do "Taty". wszyscy czytali więc nie bardzo jest o czym pisać w ramach nocnych stresów szpitalnych przerzuciłam kilka innych rzeczy tego samego pisarza + jakies czytadła w stylu "wyznania gejszy", "jestem nudziarą" i "rok w Paryżu" ale w przypadku tych dwóch ostatnich pozycji no po prostu nie ma o czym skrobnąć...
Denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za głupotę innych. Ernest Hemingway
hmmm ja Whartona "zaczęłam" od Taty i według mnie albo się zakochasz w nim albo nie. rzecz gustu. dla mnie to fantastyczna książka analizująca wzajemne stosunki na przykładzie trzech pokoleń, studium trudnych relacji ojciec -syn, wzajemne oczekiwania, niespełnione marzenia. Podsumowując , gdzieś przeczytałam, że "Tato" to nie jest książka o śmierci. To opowieść o życiu, które na nas nie czeka.
Ja do tej książki wracam.
Ja do tej książki wracam.
Denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za głupotę innych. Ernest Hemingway
"Tato" jest super. I jeszcze "W księżycową jasną noc". A, jeszcze "Ptasiek"... ale przez resztę przebrnąć mi się nie udało...
A teraz w drodze do pracy i ogólnie w podróży ponownie (po wielu wielu latach) czytam ... "Korzenie". Pamiętacie ten serial? Dawno temu był w polskiej telewizji. Wtedy mi się podobało, teraz mi się też podoba. W każdym razie polecam.
A teraz w drodze do pracy i ogólnie w podróży ponownie (po wielu wielu latach) czytam ... "Korzenie". Pamiętacie ten serial? Dawno temu był w polskiej telewizji. Wtedy mi się podobało, teraz mi się też podoba. W każdym razie polecam.
Pozdrawiam
SylwiU
SylwiU
Serial pamiętam że był, ale byłam w takim wieku, że mi rodzice nie pozwalali TV oglądać. Wiem, że o Murzynach traktował i był wielopokoleniowy - czyli zaczyna się od łapanki w Afryce a kończy wiele lat później na tym, że potomek tego złapanego próbuje dojść do swoich korzeni. Chyba że mi się seriale pomyliły.
A Whartona to ja chyba przez przekorę nie czytałam - wszyscy to czytają, to ja będę oryginalna No i "Niezawinione..." aż tak mi się nie spodobały, żeby chcieć więcej.
A Whartona to ja chyba przez przekorę nie czytałam - wszyscy to czytają, to ja będę oryginalna No i "Niezawinione..." aż tak mi się nie spodobały, żeby chcieć więcej.
Jukka pisze:Serial pamiętam że był, ale byłam w takim wieku, że mi rodzice nie pozwalali TV oglądać.
No to mnie podsumowałaś Cle chyba w podstawówce byłam, jak TV wyświetlała flm. Ale tak, to o ten serial mi chodziło. W książce jestem jeszcze w Afryce, nie wiem, na ile prawdziwe jest życie tam opisane, ale fajnie się to czyta. Polecam (po cichu powiem, że mam to w formacie MOBI, a mogę pewnie przekonwertować na coś, co oferuje Calibre, jeśli masz ochotę poczytać, bo nawet w wersji papierowej to raczej nie jest do dostania, chyba że w bibliotece)
Co do Whartona, to ja na szczęście zaczęłam od "Ptaśka", a potem był "Tato" Potem już było gorzej, więc rozumiem doskonale Twoje podejście:
Jukka pisze:A Whartona to ja chyba przez przekorę nie czytałam - wszyscy to czytają, to ja będę oryginalna
Potem była era Paulo Coelho - tym razem ja powiedziałam, że nie Nie będę czytać Teraz znowu saga o Grey'u jest na topie...
Pozdrawiam
SylwiU
SylwiU
Wróć do „Jak spędzasz swój wolny czas...”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 113 gości