Kiedyś, w zamierzchłej przeszłości leczyłam policystyczność jajników Diane35. Wówczas byłam jeszcze niezdiagnozowana, więc się nie zastanawiałam czy mogę czy nie. Wtedy i tak nie mogłam zajść w ciążę, bo nie było z kim. Potem kilkuletni związek bez stosowania żadnych zabezpieczeń i jak już doszłam do wniosku, że któreś z nas jest bezpłodne - zaciążyłam... w trakcie brania interferonów. Po porodzie gin zapisał mi azalię - dla kobiet karmiących. Szybko zauważyłam, że nogi mi od tego drętwieją, więc bez konsultacji z lekarzem przerwałam zażywanie. Uznał, że skoro szkodzi mi nawet azalia, to ja żadnych hormonów brać nie mogę - ani w pigułkach, ani w plastrach ani w zastrzykach, więc polecił mi mirenę. Nie zdążyłam się nad nią zastanowić, bo znów ujrzałam dwie kreski na teście. Mój gin od drugiego dziecka też sugerował azalię, a skoro nie, to także mirenę, czyli wkładkę hormonalną. Nie rozmawiałam o tym z moim neuro, ale jakoś tak nie czuję jakichś specjalnych dolegliwości po założeniu tej wkładki. Choć przyznać muszę, że dwójka mocno małoletnich dzieci to już jest skuteczna antykoncepcja
A Pierworodna, od kiedy wróciłam do dom z konkurencją (bo tak postrzega siostrę) to czasem wrzuci czy mnie czy Małżonkowi do koszyka podczas zakupów gumki. Nie wiem skąd ona wie, do czego to służy... chyba kobiecy instynkt