Prowadził ślepy kulawego - chorzy dla chorych

Prośby o pomoc dla studentów

Moderator: Beata:)

Zupa
Posty: 29
Rejestracja: 2008-07-10, 13:37
Lokalizacja: Gdynia

Prowadził ślepy kulawego - chorzy dla chorych

Postautor: Zupa » 2014-03-09, 14:08

Cześć,

chciałabym prosić was wszystkich o pomoc. Temat powinien wylądować w innej kategorii, ale pisze go tutaj, bo myśle, że sprawa dotyczy wszystkich chorych. Ale o co chodzi? Spokojnie, nie o pieniądze ;)

Sama choruje na SM od 7 lat. Przedstawiałam się na forum o tutaj :
http://stwardnieniesmrozsiane.ok1.pl/vi ... ght=#52513

Dostałam się na ASP i studiuję grafikę. Obecnie robię licencjat. Dyplom z grafiki nie polega na badaniach i mądrej pracy naukowej, tylko wykonaniu projektu wedle własnych założeń i poruszającego zagadnienie, które sami uznamy za ważne.

Moim ważnym zagadnieniem jest stwardnienie rozsiane. Problem, który chciałam poruszyć to poinformowanie osób nowozdiagnozowanych jak ta choroba naprawdę wygląda i jak się z nią żyję. To była pierwsza i najważniejsza rzecz, jaka MNIE interesowała. Cały ten medyczny bełkot miałam wykuty na blachę, ale co z ludźmi którzy muszą z tym żyć?

Wasza rola jest w tym projekcie ogromna. Chce poprosić was, o to co już robicie na tym forum. O napisanie kilku słów o swojej chorobie, ale przede wszystkim o tym jak sobie z nią radzicie.

Nie mogę teraz obiecać, co z tego powstanie. Sama jeszcze nie wiem czy to będzie projekt kampanii społecznej, wydawnictwo czy może ulotki. Czy będę używać całego tekstu czy tylko fragmentów. To wszystko zależy od materiału jakim się ze mną podzielicie. Mogę jedynie zagwarantować, że będę wasze historie traktować z należytym szacunkiem.

Owszem, mogłabym przekopać całe forum i wykorzystać to co jest tutaj napisane, ale w ten sposób mam pewność że nie naruszam waszej prywatności. A zmyślać nie chce, bo to po prostu nie uczciwe :) Tym bardziej, że mam nadzieje że uda mi się to opublikować nie tylko na potrzeby dyplomu.

Umieszczam tutaj kilka pytań, które mogą was zainspirować i własny tekst. Możecie się ze mną kontaktować tu w temacie, przez forum, albo adres email : klimkowskamarta@gmail.com

Możecie pisać anonimowo, osobiście czy tylko z imienia. Przyjmę wszystko i przytulę do serca.


Moje imię, wiek, jak długo choruje, postać

Czym rozpoczęła się moja choroba i co mnie wtedy najbardziej zaniepokoiło?
Pierwsza diagnoza
Jakie były moje najczęstsze rzuty?
Jak teraz wyglądają moje codzienne zmagania z chorobą?
Czym zajmuję się aby nie skupiać się na chorobie?
Co jest teraz dla mnie najważniejsze?

Czy jest coś co daję mi siłę by iść dalej?
Co mi dała choroba?

I wszystko to, co chciał/abyś przekazać.



Marta, 22 lata, chora na SM od 7 lat, postać rzutowo-remijsyjna

Pierwszy rzut pamiętam bardzo dobrze i z łatwością przychodzi mi wracanie do tego czasu. Byłam wtedy w I klasie liceum, akurat kończyliśmy pierwszy semestr i zbliżały się ferie zimowe. Od jakiegoś czasu gorzej widziałam na jedno oko, i bolało kiedy nim poruszałam. Z dobrze sobie znaną naiwnością młodego człowieka pomyślałam - coś wpadło mi do oka. Dopiero kiedy miałam już dość dopytywania się 'co jest napisane na tablicy?' poszłam do okulisty. Z perspektywy czasu myślę, że był to kulminacyjny moment mojej choroby. Późniejsza diagnoza już nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak fakt
że myliłam się i wcale nie mam paproszka w oku, tylko pozagałkowe zapalenie nerwu wzrokowego i muszę iść do szpitala.
Pamiętam, że odniosłam wrażenie że lekarze boją się postawić diagnozę. Często pojawiały się takie stwierdzenia jak 'może' czy 'podejrzenie'. Teraz już wiem na pewno. To nie jest toksoplazmoza czy neuroborelioza, tylko stwardnienie rozsiane. Nie mogę sobie przypomnieć co wtedy czułam. Chyba byłam w takim szoku, że aż zobojętniałam. Zresztą, chyba nadal jestem. Nie płakałam, nie zadawałam pytań, na które wiedziałam że nie ma odpowiedzi, nie bałam się, nie byłam zła. Jestem nieuleczalnie chora – dobra, i co dalej?
Studiuję. Dlatego, że chciałam i trochę z premedytacją. Wiem, że gdyby było źle, grafiką mogę zajmować się w domu. Niestety, nie przewidziałam że w moim przypadku choroba upodoba sobie moje oczy. Na zmianę mam zapalenia nerwów wzrokowych w lewym, albo w prawym oku. Podczas ostatniego rzutu widziałam podwójnie. Na szczęście, na Akademii Sztuk Pięknych na nikim nie robi wrażenia opaska na oku.
Mam postać rzutowo-remisyjną. Po każdym rzucie, wracam do zdrowia i 'nie widać po mnie', że jestem chora. Na co dzień zmagam się z objawami, które ciężko jest wytłumaczyć osobom zdrowym. Nikt z moich bliskich nie jest w stanie zrozumieć, że cały czas jestem zmęczona. Czasem czuję rosnące napięcie w mięśniach, co nie jest skurczem, który można rozchodzić. W ciągu dnia to nie stanowi problemu, ale w nocy budzi mnie ze snu i skutecznie przeszkadza zasnąć. W okresach zwiększonego stresu, czy w podczas upałów mój wzrok się pogarsza. Generalnie, nie jest źle.
Cały czas liczę się z tym, że moje życie w każdej chwili może wywrócić się do góry nogami, że może być gorzej. Oswajam się z tą myślą, jestem przygotowana, ale nie martwię się. Za bardzo szanuję swoje zdrowie, żeby dręczyć się myślami o przyszłości, która może nigdy nie nadejść. Szkoda czasu.
W momentach zwątpienia, wypracowałam taki sposób, że mocno zaciskami powieki, tak że aż boli głowa, i myślę sobie 'będzie dobrze'. Działa już 7 lat.
Może moje podejście jest naiwne, głupie i niewłaściwie, ale tak naprawdę nic innego mi nie pozostało. Nie chce hodować w sobie żalu, smutku i strachu. Nie chce obwiniać wszystkich wokół za swoją chorobę. Nie chce być ofiarą stwardnienia rozsianego.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Zupa, łącznie zmieniany 1 raz.

kuczuś
Posty: 344
Rejestracja: 2013-06-09, 19:24
Lokalizacja: Łódzkie

Postautor: kuczuś » 2014-03-09, 23:46

Chętnie Ci pomogę, tylko do kiedy mogę Ci to wysłać? :) teraz nie mam za bardzo czasu, ale jak chwilę znajdę to napiszę :)

Zupa
Posty: 29
Rejestracja: 2008-07-10, 13:37
Lokalizacja: Gdynia

Postautor: Zupa » 2014-03-10, 17:01

Jak tylko znajdziesz czas ! :) Dałam sobie miesiąc na zebranie materiału, czekam też na historie osób ze swojego koła SM, więc nie ma sprawy

kuczuś
Posty: 344
Rejestracja: 2013-06-09, 19:24
Lokalizacja: Łódzkie

Postautor: kuczuś » 2014-03-10, 17:34

w miesiąc to nie ma problemu :D chętnie Ci pomogę.

Zupa
Posty: 29
Rejestracja: 2008-07-10, 13:37
Lokalizacja: Gdynia

Postautor: Zupa » 2014-03-10, 17:48

JEEST! Strasznie się ciesze!

Awatar użytkownika
malina :/
Posty: 2026
Rejestracja: 2009-05-23, 22:49
Wiek: 38
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Postautor: malina :/ » 2014-03-11, 23:16

także chętnie Ci pomogę :) ale podobnie jak Kuczuś potrzebuję czasu bo ostatnio doba jest za krótka... :7:
...bo trzeba się śmiać, wariata grać, szczęśliwym być i z życia drwić...

Zupa
Posty: 29
Rejestracja: 2008-07-10, 13:37
Lokalizacja: Gdynia

Postautor: Zupa » 2014-03-13, 20:59

Rozumiem, sama mam tyle na głowie że jedyne co robie, to listy żeby o niczym nie zapomnieć ;)

Awatar użytkownika
malina :/
Posty: 2026
Rejestracja: 2009-05-23, 22:49
Wiek: 38
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Postautor: malina :/ » 2014-03-17, 20:16

Malina, 29 lat, chora na SM od 6 lat, postać rzutowo-remisyjna.


Jest maj rok 2009 - jeszcze 8 miesięcy temu wszyscy zazdrościli mi mojego optymizmu, ciągłego uśmiechu na ustach i radości życia... dziś mnie nie poznają, nie wierzą, że człowiek, że ja mogłam sie tak zmienić, nie wierzą w to i też czują sie fatalnie, bo nie potrafią mi pomóc...
Mówi się, że jak jest się samotnym to trudno znosi sie kłopoty...ja mam wokół siebie cudowną, kochającą rodzinę, która znosi moje "fochy", która mnie wspiera, która nieba by mi przychyliła, mam cudownych przyjaciół, kochają mnie, próbują rozśmieszać, wyciągają z domu robią wszystko, co w ludzkiej mocy abym tylko sie uśmiechnęła i przez chwile przestala myśleć o tym, że jestem chora, bo oni kochają mnie za to, jaka jestem, jaka byłam i jaka będę... ale ja nie potrafię!!!!
Nie ma minuty, nie ma sekundy abym o tym nie myślała...7 miesięcy temu usłyszałam od lekarza SM...dla mnie to wyrok !!! wszystkie moje plany, marzenia prysnęły niczym bańka mydlana... popadłam w jakiś marazm, nie potrafię się cieszyć nie chce o nic walczyć, boję się poczuć szczęśliwa, bo boję się, że choroba może się odezwać właśnie w tym momencie, kiedy powiem, że jestem szczęśliwa, a wtedy wiem, że już się nie "podniosę". 7 miesięcy już walczę sama ze sobą, nic mnie nie cieszy, przestalam wierzyć, że świat może być piękny, przestałam walczyć o marzenia... odcinam się od ludzi buduję wokół siebie mur, bo nie chce być kiedyś w przyszlosci dla kogoś ciężarem, nie chce kochać i nie chcę aby mnie kochano...
sama nie wierzę, że stało się ze mną coś takiego? - jak moglam stracić swoją radość życia, swoje plany nadzieje, marzenia...głupio byłoby zadać tu pytanie: dlaczego ja? - nie wiem dlaczego ten świat jest taki beznadziejny dlaczego tyle osób musi cierpieć...nie wiem nikt nie wie...
A zaczęło się niewinnie...podwójnym widzeniem - 21.11.08 rezonans… i lawina ruszyła… 26.11.08 odbiór wyników- szok, ale ciągle nadzieja, że to co czytam to błąd mojej interpretacji…27.11.08 pełna obaw, ale też nadziei siedziałam przed gabinetem- diagnoza: STWARDNIENIE ROZSIANE… ból, strach, łzy, złość, szok, dużo pytań, mało odpowiedzi- dlaczego ja? Za co? Co źle zrobiłam?- klęska, uczucie pustki, swojego rodzaju samotność!!!
Luty 2009 rozpoczęcie kłucia się – betaferon...

Potem, przez następne miesiące wydawało mi się, że żyję za karę. Nienawidziłam poranków. Przypominały mi, że noc ma swój koniec i trzeba znowu radzić sobie z myślami.
Jest maj 2010 rok... Po usłyszeniu diagnozy wkręciłam się strasznie w te wszystkie książki o najlepszej diecie dla osób chorych na SM, o tym co nam szkodzi, a co pomaga i zaczęłam się do tego stosować. Jak nigdy w życiu...dieta, lekkie ćwiczenia, dużo odpoczynku, dużo snu, zero alkoholu itp. po prostu pilnowałam się na każdym kroku. Jednym słowem podporządkowałam się całkowicie SM i wiecie co? - to było najgorsze co zrobiłam podczas swojej choroby!!!! Nie dość że czułam się fatalnie robiąc coś wbrew sobie, zachowując się inaczej niż przed diagnozą. Doprowadziłam swoją psychikę do ruiny, pojawił się rzut, stałam się nieznośna itp. itd... Bo zamieniłam się w osobę, która w każdej godzinie, minucie i sekundzie myślała o tym, że jest chora...Trochę trwało zanim wyszłam z tego strasznego marazmu, zanim wróciłam do siebie (oczywiście nigdy nie będzie już tak samo jak przed diagnozą).
Tak więc wróciłam do mojego poprzedniego trybu życia czyli 5 dni w tygodniu praca na 3 zmiany, weekendy impreza, 2 godz snu i pędem na cały dzień na uczelnie, aerobic, basen i spotkania z przyjaciółmi w między czasie, a w biegu i przelocie zastrzyki betaferonu na dodatek niezdrowe jedzenie i często alkohol i to nie zawsze w niemałych ilościach, a nawet pozwalam sobie od czasu do czasu na wizytę w saunie...
I czuję się świetnie, zaczęłam się uśmiechać, co chwilę słyszę od znajomych: Kochana wracasz do siebie
Tak więc uważam, że oczywiście przesadzać nie można ale myślę że każdy zna swój organizm i wie kiedy trzeba powiedzieć sobie dość i tak zwyczajnie przyjść do domu, położyć się wygodnie i odpocząć...
Ale to jest tylko moje skromne zdanie i dzięki temu mogę dziś powiedzieć, że mimo diagnozy i związanych z tym problemów dnia codziennego znowu jestem szczęśliwa Może zajęło mi to dużo czasu ojć bardzoo dużooo
Czasami dobrze jest sobie odpuścić i po prostu żyć... Bo może i mam SM ale SM nie ma mnie !!!
...bo trzeba się śmiać, wariata grać, szczęśliwym być i z życia drwić...

Zupa
Posty: 29
Rejestracja: 2008-07-10, 13:37
Lokalizacja: Gdynia

Postautor: Zupa » 2014-03-20, 23:45

Niezmiernie Ci dziękuję. Bardzo inspirujący tekst. Obiecuje, że jak dyplom zrobie, to podziele się wynikami.
Za każdym razem jak czytam, czy przeprowadzam rozmowy z chorymi na ten temat, to jest to dla mnie bardzo emocjonalna podróż. Czasem myśle, że wybrałam sobie zbyt osobisty i trudny temat, ale jest dla mnie ważny i warto. Mam nadzieje że powstanie z tego coś fajnego.


Wróć do „Praca licencjacka, magisterska”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 23 gości