: 2011-12-26, 00:58
Ahhhhhhhh
Ponarzekam sobie trochę tu, bo nie mam gdzie. Może się lepiej poczuję, nawet jeśli nikt tego nie przeczyta.
Mam już dosyć! Mam dosyć tej niewiedzy, tego, że lekarze mnie olewają, a rodzina wmawia mi hipochondrię i histerię. Nie czuję żadnego wsparcia z ich strony, co źle wpływa na moją psychikę. Nie mogę sobie pozwolić na chwilę słabości, bo zaraz awantura, że mina nie taka, że zachowanie srakie...
Ciężko mi zasnąć. Rano nie chce mi się wstawać. Brak mi motywacji. Boję się, że przez to wszystko nie zrealizuję moich planów - chcę podwyższyć wyniki z matury i w końcu dostać się na kierunek lekarski.
Mam wrażenie, jak by niedowład się pogłębiał. Jak wychodzę z psem na spacer, to ciężko mi - za przeproszeniem - utrzymać w ręku worek z jego ku*ą! A to tylko jamnik!!! Poszłam ostatnio na ściankę wspinaczkową (wspinałam się zanim niedowład się pojawił) - nic mi nie szło. Mam nadzieję, że to przez przerwę. Już raz z jednego sportu musiałam zrezygnować, nie chcę tego robić drugi raz, zwłaszcza, że (będę teraz nieskormna) dobrze mi szło przed objawami. Wiem, że ludzie mają większe problemy, ale czuję się coraz bardziej ograniczona fizycznie. Lewa ręka jest jak by 'nie moja', a noga męczy się po przejściu kilkudziesięciu-kilkuset metrów.
Ruchy mimowolne są rzadsze, ale 'mocniejsze'. Dziś jak mnie 'dorwało' to całe szczęście leżałam, bo jak bym siedziała na krześle to pewnie bym z niego spadła - tak mną zarzuciło.
Przecież ja mam dopiero 20 lat!!!
Na prawdę bardzo bym chciała, żeby się okazało, że to przez nerwy, ale na razie nic nie wiadomo tak na prawdę. Nie chcę czekać do kwietnia na konsultację. Będę co wtorek jeździć i prosić lekarza, żeby mnie przyjął wcześniej, bo wszystkie oszczędności utopiłam w badaniach, wizytach, lekach i nie stać mnie na wizytę prywatną.
Już na prawdę nie wiem co mam robić. Moja zaufana psychoterapeutka na stałe mieszka w Poznaniu, widuję się z nią mniej więcej raz na miesiąc. Niedługo będzie mieć gabinet w Warszawie, mam nadzieję, że wtedy się jakoś pozbieram, ale na razie brak mi sił do dalszej walki.
Podziwiam Was, za wytrwałość, za to, że mimo ograniczeń staracie się żyć normalnie.
Nie pomogło za bardzo. Trudno się mówi. Dobranoc
Ponarzekam sobie trochę tu, bo nie mam gdzie. Może się lepiej poczuję, nawet jeśli nikt tego nie przeczyta.
Mam już dosyć! Mam dosyć tej niewiedzy, tego, że lekarze mnie olewają, a rodzina wmawia mi hipochondrię i histerię. Nie czuję żadnego wsparcia z ich strony, co źle wpływa na moją psychikę. Nie mogę sobie pozwolić na chwilę słabości, bo zaraz awantura, że mina nie taka, że zachowanie srakie...
Ciężko mi zasnąć. Rano nie chce mi się wstawać. Brak mi motywacji. Boję się, że przez to wszystko nie zrealizuję moich planów - chcę podwyższyć wyniki z matury i w końcu dostać się na kierunek lekarski.
Mam wrażenie, jak by niedowład się pogłębiał. Jak wychodzę z psem na spacer, to ciężko mi - za przeproszeniem - utrzymać w ręku worek z jego ku*ą! A to tylko jamnik!!! Poszłam ostatnio na ściankę wspinaczkową (wspinałam się zanim niedowład się pojawił) - nic mi nie szło. Mam nadzieję, że to przez przerwę. Już raz z jednego sportu musiałam zrezygnować, nie chcę tego robić drugi raz, zwłaszcza, że (będę teraz nieskormna) dobrze mi szło przed objawami. Wiem, że ludzie mają większe problemy, ale czuję się coraz bardziej ograniczona fizycznie. Lewa ręka jest jak by 'nie moja', a noga męczy się po przejściu kilkudziesięciu-kilkuset metrów.
Ruchy mimowolne są rzadsze, ale 'mocniejsze'. Dziś jak mnie 'dorwało' to całe szczęście leżałam, bo jak bym siedziała na krześle to pewnie bym z niego spadła - tak mną zarzuciło.
Przecież ja mam dopiero 20 lat!!!
Na prawdę bardzo bym chciała, żeby się okazało, że to przez nerwy, ale na razie nic nie wiadomo tak na prawdę. Nie chcę czekać do kwietnia na konsultację. Będę co wtorek jeździć i prosić lekarza, żeby mnie przyjął wcześniej, bo wszystkie oszczędności utopiłam w badaniach, wizytach, lekach i nie stać mnie na wizytę prywatną.
Już na prawdę nie wiem co mam robić. Moja zaufana psychoterapeutka na stałe mieszka w Poznaniu, widuję się z nią mniej więcej raz na miesiąc. Niedługo będzie mieć gabinet w Warszawie, mam nadzieję, że wtedy się jakoś pozbieram, ale na razie brak mi sił do dalszej walki.
Podziwiam Was, za wytrwałość, za to, że mimo ograniczeń staracie się żyć normalnie.
Nie pomogło za bardzo. Trudno się mówi. Dobranoc