Czyżbym zwariowała...?

Niezdiagnozowani

Moderator: Beata:)

bebe
Posty: 9
Rejestracja: 2015-09-13, 17:55

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: bebe » 2015-09-13, 18:06

Witam, pozwoliłam sobie zamieścić ten post na tym forym, gdyż każdy z lekarzy, u których byłam mówił/straszył SM

Nie wiem, czy moja psychika wszystko sobie zmyśliła, czy faktycznie jest coś "na rzeczy".

Skończyłam 21 lat, studiuję, pracuję i w zasadzie prowadzę normalne życie - prawie normalne, bo jestem DDA, cierpię na zaburzenia odżywiania, zespół maniakalno-depresyjny i mase innych niezdiagnozowanych zaburzeń. Być może jestem też hipochondryczką. Jestem pod stałą opieką poradni psychologicznej, chodzę na psychoterapię, leczyłam się też psychiatrycznie.

Ja i moja psychika to dwa oddzielne byty, nie współpracujemy ze sobą, ona lubi płatać mi różne figle. Teaz właśnie, gdy już myślałam, że w miarę wychodzę na prostą, ona domaga się uwagi. A może jednak coś mi dolega...?

Do rzeczy.

Najlepiej zacząć od początku.
Rok temu w styczniu poczułam drętwienie u dołu prawej nogi. Po drętwieniu okazało się, że nie czuję skóry w tej części i ten brak czucia przesuwał się w górę, zgrabnie ominął kolano i zatrzymał się na udzie. Po prostu nie czułam zewnętrznych części prawej nogi. Dodatkowo, czasami tak jakby pod skórą czułam mrowienie, już dokładnie tego nie pamiętam. Potem to mrowienie przeniosło się na prawy policzek.
Zdenerwowana wieczorem pojechałam do szpitala. Po konsultacji z lekarzem pierwszego kontaktu miałam wizytę u neurologa. Byłam juź nieźle przestraszona, nie wiedziałam co się ze mną dzieje tak więc i ciśnienie mi skoczyło - 170/110, podczas gdy na co dzień utrzymuje się w granicach 110/60. Gdy doktor dotykał moje udo już sama nie wiedziałam, czy je czuję, czy nie, czasami czułam takie nieprzyjemne prądy - już nie wiem czy to z było z nerwów czy co.
Mądry pan doktor podał mi syrop z hydroksyzyną i kazał wracać do domu.
Więc wróciłam.

No i przez ponad rok (gdzieś tak do marca tego roku) nie czułam zewnętrznej części nogi mniej więcej nad stopą do kostki. Nie przejęłam się tym - parę dni później zaczęłam na tę nogę utykać - nie wiem jak to określić, ale w środku noga troszkę bolała gdy chodziłam, ale zewnętrznie jej nie czułam. Mogłam wbić sobie igłę na około 0,5 cm i nic nie czułam (sprawdzałam!)
Myślałam, że może coś mi się z nogą stało, że kręgosłup nie wytrzymuje - mam jakieś 8 kg nadwagi, wydawało mi się, że potrzebuję wizyty u ortopedy - ale że na fundusz kolejki długi, a prywatnie nie było mnie stać, uznałam, że skoro się zaczęło to i przejdzie.
Utykać przestałam w marcu.

Potem dostałam się na studia, o problemie przestałam myśleć.
Tyle rewelacji z zeszłego roku.

Ten rok zaczął się... męcząco. Styczeń, zajęć sporo nie miałam, pierwsza sesja, trochę stresu. Ale wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że dopadło mnie niesamowite zmęczenie. W dni, w które nie jeździłam uczelnię, siedziałam w domu i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie miałam na nic siły... Zrzuciłam to na sesję i że może podświadomie bardzo ją przeżyłam.

Potem były ferie, potem zaczął się drugi semestr i kolejne problemy. Z bardzo ambitnej i aktywnej dziewczyny zrobiła się ze mnie cwaniara, która przeleciała semestr niemal cały na ściągach. Referaty i eseje pisałam na kilka dni przed oddaniem prac - a w zeszłym semstrze kilka dni po ogłoszeniu tematów już miałam połowę... wiem, że to wszystko może brzmieć śmiesznie, ale naprawdę - jak już nie mam siły się uczyć, to jest naprawdę źle. W pierwszym semestrze walczyłam o to, żeby mieć jak najlepsze oceny żeby mieć stypendium, drugi semestr po prostu chciałam skończyć, byle jak, żeby tylko mieć spokój.
Zrezygnowałam z koła naukowego.

Gdy przyjeżdżałam do domu, szłam spać. Potem się budziłam, jadłam coś, myłam się i znowu szłam spać. Weekendy też mijały sennie.

Do tego zaczęły się zawroty głowy - najgorzej było na praktykach w szpitalu, podczas kontaktu z pacjentami, kiedy wykonywałam przy nich jakieś zabiegi - chociażby przebranie ich, schylenie sie po coś na ziemię - wstawałam i kręciło mi się w głowie, miałam mroczki przed oczami - chyba typowe zawroty głowy.

W kwietniu miałam ostatnie wykłady na uczelni - wtedy też zaczełam ponownie mieć problemy z prawą nogą. Tym razem bolała - ból był przeszywający, od pośladka do stopy, do tego drętwiała mi ta noga, nie mogłam siedzieć więcej niż kilkanaście minut, co chwilę wychodziłam, wierciłam się, potem znienawidziłam wykłady i niewygodne aule. Boli do tej pory.

Nie umiałam też utrzymać równowagi. Zataczałam się, albo kiwałam się na strony. Rano gdy wstawałam musiałam trzymać się ścian, żeby dojść do toalety i się nie przewrócić. Z resztą z równowagą mam problemy do tej pory - coraz większe, momentami nie mogę iść prosto, mam też problemy z pisaniem - zaczęłam pisać bardzo krzywo i brzydko.
Drętwiały mi kończyny.

Pod koniec praktyk myślałam, że już nie wytrzymam. Że zniknę.

Poszłam do lekarza rodzinnego. Myślałam, że mam anemię. Wspomnę, że mam zaburzenia odżywiania - w drugim semestrze odezwała się do mnie moja siostra bulimia. Myślałam, że to jej sprawka.

Badania z krwi i moczu wyszły książkowe.

Powiedziałam lekarzowi o tym, że tracę równowagę, o tym,że nie czuję nogi i o czymś jeszcze - rano niedowidzę. Obraz mi się zamazuje. Po omacku szukam telefonu w łóżku i wyłączam budzik. Rano, pierwsze 15 minut po obudzeniu się nie umiem nic przeczytać. I o tym cholernym zmęczeniu, nieadekwatnym do tego co robię.

Z resztą już znajomi, narzeczony zaczęli zauważać, że coś jest nie tak. Że "wyglądam jak zombie". Nieważnie ile godzin nie przespałabym i tak czułam się niewyspana. Do tego te zawroty głowy. Wywrotki. Ból nogi, drętwienie. Coraz gorszy nastrój, niechęć do wszystkiego.

Mam 21 lat a czuję się jak staruszka. Sił starcza mi do 14. Potem wegetacja.

Od lekarza rodzinnego dostałam skierowanie do laryngologa, okulisty, neurologa.

Laryngolog.
Pani doktor kazała mi wyciągnąć ręce przed siebie, zamknąć oczy, dotkąć czubka nosa. Włożyłam sobie palec w oko. Już z otwartymi oczami kazała mi ułożyć nogi w jednej linii. Wywróciłam się.
Ale nie miałam szumów usznych, itd, itp, doktor stwierdziła, że laryngologicznie wszystko ok.
Ok.

Okulista.
Pani doktor próbowała mi wmówić, że długo siedzę przed komputerem. Nie udało jej się. Odkryła jednak, że pogorszył mi się wzrok od ostatniego razu. Musiałam przymierzać różne szkła. Kręciło mi się w głowie. Wspaniałomyślnie jednak, doktor kazała mi się przejść po gabinecie. Dobiłam do szafy i się wywróciłam. Jak zwykle. Tym razem nawet nie pomogła mi wstać. Zaczęła straszyć SM, że to taka strasznaa choroba i że za niedługo siądę na wózku. Gdyby w tym gabinecie był ktoś inny, a nie ja, pewnie wyleciałby z płaczem. Nie ma to jak dobre podejście do pacjenta.

Neurolog.
Dzięki uprzejmości przychodni w której miałam praktyki udało mi się dostać niemal od razu. Miła pani doktor zrobiła te same badania, tak samo się wywróciłam. Znowu gadka o SM. Ale przynajmniej łagodnie. Dostałam skierowanie na MRI z dopiskiem "pilnie", jednak jak się okazało, nie zdało się to na nic, bo najbliższy termin na październik. Do tego czasu mogłam umrzeć albo cudownie ozdrowieć.
Rezonans wykonałam prywatnie.

Wyniki dostałam.
I co?
I nic.

Badanie MR głowy wykonane aparatem Siemens Magnetom C! 0,35T, bez dożylnego podania środka kontrastowego, w sekwencjach T1 i T2­zależnych oraz FLAIR, SWI i DWI, w płaszczyznach strzałkowych, poprzecznych i czołowych, wykazało:
Pojedyncze, niecharakterystyczne ognisko śr. ok. 5 mm w okolicy rogu przedniego komory bocznej prawej. Poza tym zmian ogniskowych w strukturach mózgowia nie wykazano. Układ komorowy nieposzerzony, nieprzemieszczony, symetryczny. Struktury środkowe nieprzemieszczone. Okolica przysadki mózgowej zachowana prawidłowo. Bruzdy mózgu i rowki móżdżku prawidłowej szerokości. Kompleksy nerwów VII i VIII nieposzerzone, prawidłowo otoczone płynem w obrębie przewodów słuchowych wewnętrznych. Migdałki móżdżku powyżej poziomu otworu wielkiego


Na badanie zostałam skierowana jeszcze raz i z kontrastem- 24 listopada, czekam bo i tak nic nie mogę zrobić. Ale czy to coś da?

Tylko, że czasami zapominam jak nazywają się ludzie z mojego roku, z którymi byłam w grupie, nie mogę sobie przypomnieć co robiłam kilka godzin wcześniej, czy jak sie nazywa rzecz, której aktualnie potrzebuję - np. długopis, miseczka, pilot itd

Dwa miesiące temu przestałam czuć kawałek prawego kolana, jakiś miesiąc temu duży paluch prawej nogi.

Moje pytania:

Czy ludzka psychika może być na tyle silna żeby sobie to wszystko wymyślić?
Czy może jednak powinnam dalej się diagnozować?


Czy na Śląsku bądź w Małopolsce możecie polecić dobrego neurologa, który mnie nie wyśmieje, potraktuje poważnie...?
PS. Pozwoliłam sobie umieścić ten post na kilku forach.

Z góry dziękuję za odpowiedzi.
Wszystkie są dla mnie cenne.

Pozdrawiam,
Basia

amnezja
Posty: 108
Rejestracja: 2014-09-16, 18:28
Lokalizacja: nie pamiętam

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: amnezja » 2015-09-13, 18:36

Cześć Basiu,
MRI zrób z kontrastem to podstawa a potem wybierz się do dobrego neurologa - polecam doktora Maciejowskiego w Katowicach.
"Łagodząc ból drugiego człowieka zapominamy o własnym".
(A. Lincoln)

bebe
Posty: 9
Rejestracja: 2015-09-13, 17:55

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: bebe » 2015-09-13, 21:03

Dziękuję za odpowiedź.
Czy MRI z kontrastem jest dużo dokładniejsze niż bez?

amnezja
Posty: 108
Rejestracja: 2014-09-16, 18:28
Lokalizacja: nie pamiętam

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: amnezja » 2015-09-13, 22:01

Tak ponieważ kontrast wzmacnia wszystkie zmiany...
Napisałam Ci wiadomość na priv
"Łagodząc ból drugiego człowieka zapominamy o własnym".
(A. Lincoln)

bebe
Posty: 9
Rejestracja: 2015-09-13, 17:55

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: bebe » 2015-09-14, 15:34

Niestety nic nie dostałam...

amnezja
Posty: 108
Rejestracja: 2014-09-16, 18:28
Lokalizacja: nie pamiętam

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: amnezja » 2015-09-14, 17:05

Cześć, wysłałam jeszcze raz.
"Łagodząc ból drugiego człowieka zapominamy o własnym".
(A. Lincoln)

kuczuś
Posty: 344
Rejestracja: 2013-06-09, 19:24
Lokalizacja: Łódzkie

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: kuczuś » 2015-09-15, 19:46

90% objawów miałam takie same jak Ty ;-) i tez byłam stwardnieniowcem, zdiagnozowanym na 100%. Mam boreliozę i wszystko prawie ustąpiło po antybiotykoterapii, wszelkie drętwienia, parestezje, niedoczulice, zawroty głowy i problemy z koncentracją prawie całkowicie poszły w niepamięć ;-) Więc zanim dasz się wciągnąć w diagnozę SM, sprawdź porządnie boreliozę.
Pozdrawiam

bebe
Posty: 9
Rejestracja: 2015-09-13, 17:55

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: bebe » 2015-09-15, 21:41

Dzięki Kuczuś za odpowiedź ;)
Gdzie mogę zrobić test na boreliozę? Też o tym myślałam, ale nie mam zielonego pojęcia od czego zacząć. Czy w zwykłym laboratorium mogę zrobić?

kuczuś
Posty: 344
Rejestracja: 2013-06-09, 19:24
Lokalizacja: Łódzkie

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: kuczuś » 2015-09-16, 17:09

Możesz zrobić ELISE i Western Blot w zwykłym laboratorium, ale te testy mogą wyjść fałszywie ujemne (mi elisa wyszła ujemna, western blot nie robiłam). Najlepszym testem na dzień dzisiejszy jest LTT, gdzie krew wysyłają do Berlina, ale robi się je tylko prywatnie i kosztuje 500 zł. To badanie robi Synevo (na ich stronie masz adresy punktów pobrań), ewentualnie CD57, które kosztuje około 120 zł. Tylko z tymi badaniami jest taki problem, że polscy lekarze ich nie uznają, bo nie są znane i z tym tylko można od razu iść do lekarza ILADS, bo na 90% zwykły zakaźnik nie zna tego. Podobno jeszcze dobrym testem jest test KKI, ale nie wiem o tym za dużo ;) Niestety, borelioza jest taką chorobą, że trzeba ją leczyć prywatnie (za wyjątkiem świeżego ukąszenia), bo leczenie jest żmudne i dość długie, przy krótkotrwałej antybiotykoterapii nie wyleczysz się do końca i dolegliwości będą wracać.
Miałaś kiedyś kleszcza?

bebe
Posty: 9
Rejestracja: 2015-09-13, 17:55

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: bebe » 2015-09-20, 10:35

Wczoraj mama uświadomiła mnie ze mając 17 lat ukąsił mnie kleszcz i miałam stan zapalny tego miejsca. Czy to ma jakieś znaczenie - nie wiem.
Ale myśle ze ten test warto zrobić. Jednak jak czytałam jakiś wątek tu na forum ze różne wyniki wychodzą... To chyba nawet nie uwierzę w to co dostane ;)

Sepia
Posty: 15
Rejestracja: 2015-08-27, 19:52

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: Sepia » 2015-09-20, 11:01

Co mi przychodzi do głowy to to, ze w trakcie procesu diagnostycznego uczulano mnie, żebym robiła sobie badania na aparatach o natężeniu co najmniej 1,5T i koniecznie kontrast. Plus najlepiej zrobić od razu odcinek szyjny kręgosłupa. Ja bujalam sie z objawami i łatką hipochondryczki jakieś 8 lat. U mnie było tak, ze w mózgu jedna niestandardowa plama, a na rdzeń w łatki.
Jak sie jednak okazuje stwierdzenie SM to czasem tylko przyczółek do dalszego poszukiwania. życzę zatem powodzenia i siły, bo droga do postawienia diagnozy potrafi być wykańczająca. :)

tomig
Posty: 36
Rejestracja: 2015-09-10, 09:59

Czyżbym zwariowała...?

Postautor: tomig » 2015-09-21, 11:18

Oczywiście -zrób test/y , nie czekaj, zwłaszcza,że są ku temu podstawy.


Wróć do „Bez diagnozy lecz z objawami”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 90 gości