Poszłam z nogami, a wyszłam z głową :P
: 2016-10-27, 10:03
Jak większość historii na forum, moja też nie należy do krótkich. Kto będzie wytrwały, ten przeczyta.
A więc....
Jestem mamą 2 dzieci. Czasu na lekarza nie było :P
W wakacje, gdy dzieciaki pojechały do dziadków, postanowiłam w końcu o siebie trochę zadbać.
Najpierw udałam się do ortopedy, ponieważ strasznie bolały mnie nogi, zwłaszcza stopy. Momentami nie mogłam chodzić z bólu.
Powiedziałam ortopedzie również, że często boli mnie całe ciało. Ból podobny jest do bóli kostno-mięśniowych i że żadne leki przeciwbólowe nie pomagają. A przy tym nie gorączkuję. Ortopeda zbadał mnie i zlecił rtg stóp, usg przepływów żył w nogach oraz udanie się do reumatologa. W badaniu ogólnym nic nie zauważył.
Tak więc, udałam się na zlecone badania i do reumatologa.
Reumatolog zrobił mi taki wywiad, że poczułam się niesamowicie staro. Pytał o wszystko. Dosłownie. W tym o kleszcze, hormony itp. Chyba jeszcze nikt nie zainteresował się aż tak moim zdrowiem. Lekarz kazał zrobić szereg badań hormonalnych, Elisa, badanie ogólne, mocz itp. Kazał stawić się jak będę miała komplet badań zleconych od niego i od ortopedy.
Badania zrobiłam, a w między czasie pojawił się zawrót głowy, który trwał około dwóch i pół dnia. Trochę się wystraszyłam, ponieważ ostatni tak silny zawrót głowy miałam w ciąży (2,5 roku temu), przy którym nie byłam w stanie nic sama zrobić. Wtedy skończyło się to na wizycie u neurologa, który kazał po ciąży do siebie wrócić. I co, i zapomniałam. Choć w międzyczasie bywały momenty, gdy czułam się jakbym chodził po statku. A gdy, myślałam że może to być zapalenie ucha, bo pobolewało mnie jedno, postanowiłam udać się do laryngologa.
Laryngolog zbadał mnie, i wiecie co, i nic. Wszystko w porządku. Powiedział, żebym może udała się do neurologa. Był drugim lekarzem, który stwierdził że powinnam udać się na taką wizytę. Pierwszym był jeden z wielu internistów, do którego udałam się z bólem ciała, gdy myślałam, że mam jakiegoś wirusa, choć nie gorączkowałam. Z resztą, nie pamiętam kiedy ostatnio gorączkowałam.
I z wynikami wszystkich badań poszłam najpierw do reumatologa, który stwierdził, żebym udała się.... i tu niespodzianka...... do neurologa. Bo badania mam w normie. Ortopeda też nic nie zauważył i kazał nosić wkładki do butów. I tym, sposobem umówiłam się do neurologa.
Było ich trzech.....
Pierwszy stwierdził (na pierwszej wizycie, bez jakichkolwiek badań), że to fibromialgia i łagodne położeniowe zawroty głowy. Zalecenia: wit. D i magnez oraz Sirdadul i Elicea (psychotrop), mówiąc, że za miesiąc będę zdrowa. Po przeczytaniu ulotek, czym prędzej udałam się do drugiego neurologa.
Drugi neurolog, której streściłam całą historię (od ortopedy do neurologa nr. 1) powiedziała, że ona nie uważa żeby były to fibromialgia i łagodne położeniowe zawroty głowy. Leków mam nie brać i zrobić dodatkowo test na kleszcze WB. Poza tym, nie wie co może mi być. A jak bóle znowu się pojawią to powinnam udać się na izbę przyjęć do szpitala neurologicznego.
Mając wyniki badań na kleszcze (negatywne) na spokojnie postanowiłam udać się do trzeciego neurologa, polecanego przez internistę.
Trzeciemu neurologowi, również streściłam historię, oczywiście pomijając wizytę u neurologa nr 1 i nr 2. Opowiedziałam jej, że moje objawy bólowe pojawiły się rok wcześniej. Na początku występowały co miesiąc, później częściej. Trwały parę dni. Interniści myśleli że to wirusówka od dzieci. Z resztą sama tak uważałam. Wspomniałam jej także o silnym stresie w pracy z powodu mobbingu oraz o ciągłym zmęczeniu, braku sił i momentach, kiedy odlatuję ze zmęczenia. Zleciła mi badanie mri głowy, eeg, emg w kierunku zespołu miastenicznego oraz badanie krwi. Prawie wszystkie badani wyszły w porządku, poza mri.
Jakieś dwa tygodnie przed wizytą u neurologa umówioną na 4 października, powróciły znowu bóle (które trwają do dzisiaj). Spotkałam się z neurolog, która sprawdziła moje wyniki i dała mi skierowanie do szpitala oraz leki przeciwbólowe Poltram Combo, które pomagały do pewnego czasu. Powiedziała, że jeżeli od razu mnie nie przyjmą, to mam do niej przyjść i wprowadzi mi leczenie na ból. W między czasie powiedziałam lekarz, że przypomniałam sobie, że przed drugą ciążą miałam również takie bóle ale bardzo rzadko, choć jeden był naprawdę duży i był umiejscowiony po prawej stronie w górnej części ciała. Trwał on chyba przez półtora miesiąca. Nie mogłam dobrze się poruszać. Internista myślał, że to może był półpasiec, ale żadne badania na to nie wskazywały, a leki przeciwbólowe Olfen nie działały. Internista nie wiedział co to może być.
Przed pójściem do szpitala, moje bóle ograniczyły się do lewej strony. Ciężko mi było chodzić. W szpitalu na Sobieskiego w W-wie zapisali mnie na diagnostykę na 9 listopada w kierunku sm.
Ból nie miną. Zmieniał się w tym czasie. Choć i tak najbardziej odczuwalny jest po mojej lewej stronie.
Neurolog wprowadziła mi stopniowo lek Gabagamma. Dała mi także nr tel do siebie, żebym mogła się z nią skontaktować w każdej chwili gdyby było coś nie tak.
I tym sposobem, czekam na diagnostykę w szpitalu w kierunku sm. Czy to będzie sm, tego nie wiem. Dopiero się okażę.
A więc....
Jestem mamą 2 dzieci. Czasu na lekarza nie było :P
W wakacje, gdy dzieciaki pojechały do dziadków, postanowiłam w końcu o siebie trochę zadbać.
Najpierw udałam się do ortopedy, ponieważ strasznie bolały mnie nogi, zwłaszcza stopy. Momentami nie mogłam chodzić z bólu.
Powiedziałam ortopedzie również, że często boli mnie całe ciało. Ból podobny jest do bóli kostno-mięśniowych i że żadne leki przeciwbólowe nie pomagają. A przy tym nie gorączkuję. Ortopeda zbadał mnie i zlecił rtg stóp, usg przepływów żył w nogach oraz udanie się do reumatologa. W badaniu ogólnym nic nie zauważył.
Tak więc, udałam się na zlecone badania i do reumatologa.
Reumatolog zrobił mi taki wywiad, że poczułam się niesamowicie staro. Pytał o wszystko. Dosłownie. W tym o kleszcze, hormony itp. Chyba jeszcze nikt nie zainteresował się aż tak moim zdrowiem. Lekarz kazał zrobić szereg badań hormonalnych, Elisa, badanie ogólne, mocz itp. Kazał stawić się jak będę miała komplet badań zleconych od niego i od ortopedy.
Badania zrobiłam, a w między czasie pojawił się zawrót głowy, który trwał około dwóch i pół dnia. Trochę się wystraszyłam, ponieważ ostatni tak silny zawrót głowy miałam w ciąży (2,5 roku temu), przy którym nie byłam w stanie nic sama zrobić. Wtedy skończyło się to na wizycie u neurologa, który kazał po ciąży do siebie wrócić. I co, i zapomniałam. Choć w międzyczasie bywały momenty, gdy czułam się jakbym chodził po statku. A gdy, myślałam że może to być zapalenie ucha, bo pobolewało mnie jedno, postanowiłam udać się do laryngologa.
Laryngolog zbadał mnie, i wiecie co, i nic. Wszystko w porządku. Powiedział, żebym może udała się do neurologa. Był drugim lekarzem, który stwierdził że powinnam udać się na taką wizytę. Pierwszym był jeden z wielu internistów, do którego udałam się z bólem ciała, gdy myślałam, że mam jakiegoś wirusa, choć nie gorączkowałam. Z resztą, nie pamiętam kiedy ostatnio gorączkowałam.
I z wynikami wszystkich badań poszłam najpierw do reumatologa, który stwierdził, żebym udała się.... i tu niespodzianka...... do neurologa. Bo badania mam w normie. Ortopeda też nic nie zauważył i kazał nosić wkładki do butów. I tym, sposobem umówiłam się do neurologa.
Było ich trzech.....
Pierwszy stwierdził (na pierwszej wizycie, bez jakichkolwiek badań), że to fibromialgia i łagodne położeniowe zawroty głowy. Zalecenia: wit. D i magnez oraz Sirdadul i Elicea (psychotrop), mówiąc, że za miesiąc będę zdrowa. Po przeczytaniu ulotek, czym prędzej udałam się do drugiego neurologa.
Drugi neurolog, której streściłam całą historię (od ortopedy do neurologa nr. 1) powiedziała, że ona nie uważa żeby były to fibromialgia i łagodne położeniowe zawroty głowy. Leków mam nie brać i zrobić dodatkowo test na kleszcze WB. Poza tym, nie wie co może mi być. A jak bóle znowu się pojawią to powinnam udać się na izbę przyjęć do szpitala neurologicznego.
Mając wyniki badań na kleszcze (negatywne) na spokojnie postanowiłam udać się do trzeciego neurologa, polecanego przez internistę.
Trzeciemu neurologowi, również streściłam historię, oczywiście pomijając wizytę u neurologa nr 1 i nr 2. Opowiedziałam jej, że moje objawy bólowe pojawiły się rok wcześniej. Na początku występowały co miesiąc, później częściej. Trwały parę dni. Interniści myśleli że to wirusówka od dzieci. Z resztą sama tak uważałam. Wspomniałam jej także o silnym stresie w pracy z powodu mobbingu oraz o ciągłym zmęczeniu, braku sił i momentach, kiedy odlatuję ze zmęczenia. Zleciła mi badanie mri głowy, eeg, emg w kierunku zespołu miastenicznego oraz badanie krwi. Prawie wszystkie badani wyszły w porządku, poza mri.
Jakieś dwa tygodnie przed wizytą u neurologa umówioną na 4 października, powróciły znowu bóle (które trwają do dzisiaj). Spotkałam się z neurolog, która sprawdziła moje wyniki i dała mi skierowanie do szpitala oraz leki przeciwbólowe Poltram Combo, które pomagały do pewnego czasu. Powiedziała, że jeżeli od razu mnie nie przyjmą, to mam do niej przyjść i wprowadzi mi leczenie na ból. W między czasie powiedziałam lekarz, że przypomniałam sobie, że przed drugą ciążą miałam również takie bóle ale bardzo rzadko, choć jeden był naprawdę duży i był umiejscowiony po prawej stronie w górnej części ciała. Trwał on chyba przez półtora miesiąca. Nie mogłam dobrze się poruszać. Internista myślał, że to może był półpasiec, ale żadne badania na to nie wskazywały, a leki przeciwbólowe Olfen nie działały. Internista nie wiedział co to może być.
Przed pójściem do szpitala, moje bóle ograniczyły się do lewej strony. Ciężko mi było chodzić. W szpitalu na Sobieskiego w W-wie zapisali mnie na diagnostykę na 9 listopada w kierunku sm.
Ból nie miną. Zmieniał się w tym czasie. Choć i tak najbardziej odczuwalny jest po mojej lewej stronie.
Neurolog wprowadziła mi stopniowo lek Gabagamma. Dała mi także nr tel do siebie, żebym mogła się z nią skontaktować w każdej chwili gdyby było coś nie tak.
I tym sposobem, czekam na diagnostykę w szpitalu w kierunku sm. Czy to będzie sm, tego nie wiem. Dopiero się okażę.