eljot pisze:Ares,
Czy w Katowicach słyszałeś jakieś doniesienia doktora Simki po konferencji z Hamilton? Wrażenia, opinie?
Asia
Co prawda nie jestem
Aresem, ale mam troszkę info
http://www.biegusy.zgora.pl/modules/xfo ... umpost5182Post niżej zdecydowanie istotniejszy od pierwszego.
Wklejam też info na temat swojej pierwszej wizyty kontrolnej, o której pisałam w nocy na biegusach:
Wynik badania (16.02.2010,
26 dni po zabiegu):
Lewa żyła szyjna wewnętrzna – bez zmian
Prawa żyła szyjna wewnętrzna –
patologiczna zastawka u ujścia żyły, z osłabieniem przepływu w żyleWykrakałam.
Sprawa wygląda generalnie tak: do lewej żyły też się można na siłę przyczepić, ale chyba nie ma co się mocować. W prawej jest już nieciekawie, bo żyła się zapada, a zastawka potrzebuje do pomocy stenta.
Doktor Simka powiedział, że
póki się dobrze czuję, a objawy sprzed zabiegu nie wracają, nie ma co ingerować ze stentem. Jest on jednak w moim przypadku
nieuchronny, co można stwierdzić już teraz.
Trudno mi powiedzieć, czy od razu sam balonik nie spełnił swojej funkcji, czy spełnił ją na bardzo krótki czas (pisałam o mojej wciąż „nieładnej” według mnie prawej żyle, już po angioplastyce balonowej).
Zastanawiam się też, do jakiego momentu powinnam czekać. Drugiego w życiu rzutu? Na pewno do przypływu gotówki (właściwie to nie ma co czekać, aż przypłynie, sama muszę po nią popłynąć – nie zaczęłam się wypłacać z jednej pożyczki, a tu się szykuje kolejna inwestycja).
Podnosi mnie na duchu świadomość, że przynajmniej lewa żyła szyjna w miarę prawidłowo spełnia swoją funkcję i mój mózg jest atakowany ze zdecydowanie mniejszą siłą, niż przed zabiegiem. Tylko co dwie żyły, to nie jedna... Myślę jednak, że te samurajkowe są wyjątkowo silne i póki co jedna jako tako (po japońsku) da radę
I czuję się spoko, choć utrzymują się drżenia, drętwienia, mrowienia.
I kwestia stenta – nawet, gdyby było mnie na niego stać, to nie wiem, czy chciałabym go już teraz, kiedy mam niecałe 24 lata... Budzą się wątpliwości i obawy.
Pytałam doktora o prawdopodobieństwo pojawienia się na rynku stentów rozpuszczalnych: oszacował trwanie procesu opracowania ich, zatwierdzenia i ostatecznie wprowadzenia do chirurgii naczyniowej na co najmniej 10 lat.
Kwestia terminu ewentualnego ponownego zabiegu nie byłaby problemem. Wystarczy, że zgłoszę nawrót dolegliwości sprzed zabiegu lub jeszcze wyraźniejsze pogorszenie samopoczucia i w miarę szybko idę pod nóż (jeśli mam pieniądze i jeśli tego chcę, oczywiście).
Moje żyły są tak samo uparte, jak ja
Jestem jednak dobrej myśli.
Jest przecież git i nie ma co biadolić
Pozdrawiam
Natalia