sm w moim przypadku (moja historia)

predrak
Posty: 6
Rejestracja: 2008-08-08, 10:40
Lokalizacja: warszawa

Postautor: predrak » 2008-09-04, 14:18

kacha pisze:Mam coś dla Was na pocieszenie. Znalazłam to w necie i bardzo mnie wzruszył ten list. Daje wiele nadziei. Poczytejcie sami...

Nie wiem czy to powinnam zamieścić na tym forum, ale treść tego listu nawiązuje do tematu.

Ja pochwale się swoją diagnozą później. A raczej napiszę chyba powieść odcinkową...

Tu podaję link do tego listu:
http://www.delfin.w3.alpha.pl/www/arch/ ... .z.sm.html

Na razie , przyjemnego czytania!


To wszystko bardzo ładnie przyjmuje papier jakie Ty masz dolegliwo·ści i trudności, mnie dobija to że moje nogi są jakby nie moje a kiedyś uprawiałem sport bardzo aktywnie. Ja już nie myślę o sporcie ale o normalnym chodzeniu ja c hodzę i jak ktoś nie wie na co zwrócić uwagę to nie zobaczy ale ile skupienia i wysiłku mnie to kosztuje to moje.

zgredek
Posty: 1438
Rejestracja: 2008-08-13, 14:20
Lokalizacja: Łódzkie
Kontaktowanie:

Postautor: zgredek » 2008-09-04, 14:22

Też czytałem ten artykuł i wiesz wydaje mi się ze tu głównie chodzi o to by być zawsze pozytywnie nastawionym i cieszyć się kazdą chwilą, choć wiemze są cięzkie chwilę i dół okropny to i tak trzeba walczyć i starać się być nieugiętym.
Bob budowniczy zawsze da rade.

Wiesia
Posty: 2429
Rejestracja: 2008-05-22, 12:09
Lokalizacja: Chojnice

Postautor: Wiesia » 2008-09-04, 19:17

tak zgredek to o to chodzi.Tylko my wiemy,że nie zawsze można zaprzyjaźnić się z SM.Są chwile,na pewno każde z nas to ma,że SM jest nad nami.Zgadzam się,trzeba robić wszystko,ale naprawdę wszystko,żeby być jako tako sprawnym.Jestem starsza od was,ale zmuszam się do kilku minut ćwiczeń i codziennego spaceru.Czasem blisko,bo gumowe nogi,czasem dalej ,bo dobry dzień.Czasem płacz,ale ostatnio coraz częściej śmiech.Tak ma być.
Wiesia żyj w zgodzie z sm

Casey
Posty: 1050
Rejestracja: 2008-08-29, 21:56
Lokalizacja: tutejsza

Postautor: Casey » 2008-09-04, 20:35

Zgreku i Wiesiu zrozumieliście to co chciałam przekazać. Ja cóż, ja muszę chodzić do sklepu 300 m pod rączkę z męźem. Sama czasami chodzę, ale idę bardzo źle. Nogi latają mi same tam gdzie chcą i całe szczęście, że pod sklepem stoją ławeczki na których można uśiąść. Siadam więc przed wizytą w sklepie i odpoczywam i po zakupach. Ja wiele razy płaczę nad sobą. Ja wyję, bo ciężko nazwać to płaczem. Ale potem podnoszę się i wiem, że muszę pokonać siebie, pokonać swoje słabości. Sprawia mi to tyle radości. Zwyczajna sprawa, a mi wydaje się że to dla mnie za ciężkie, ale pokonuję siębie i to robię! Satysfakcja jak trzeba!
Podczas prasowania tak mnie nogi bolą, że po dwóch, trzech rzeczach siadam. Po chwili znów prasuję (oczywiście na stojąco, bo inaczej nie umiem, choć próbowałam nie raz). Tak samo z odkurzaniem.
Nie muszę Ci predraku chyba mówić jak to się fajnie ze schodów schodzi. Pod górę OK, ale trzymam się ściany, a z góry bez poręczy nie dam rady i noga za nogą. Na szczęście mieszkam na parterze.

Ale czytając słowa, które mówią o tym, że trzeba nauczyć się żyć z tą chorobą, tolerować ją czy zaprzyjaźnić się robi mi się milej na sercu. Ja wiem Ty masz dopiero 29 lat i miałeś mnóstwo planów, ale zmień plany i też możesz być szczęśliwy.
Ja teraz słyszę, że znajomi jeżdżą do Tunezji, Egiptu czy Turcji, wracają opaleni słońcem, a ja nie mogę. Ja nawet nie mogę do solarium iść. Ja zawsze kochałam słońce, ale teraz jak jest ciepło to ja czuję się tragicznie.

I wymyśliłam sobie, że ja mogę jeździc do chłodnych krajów. Moim marzeniem jest pojechać gdzieś do Skandynawii, może za rok... Może pojeździmy tam na rowerach?... Nie jeździłam juź 20 lat, a jeżdziłam naprawdę w dalekie trasy i nawet nie wiem czy jeszcze umiem :))

Wszystko można przekręcić na swoje. Dlaczego choroba ma Tobą rządzić? To Ty steruj nią! Oczywiście z głową. Bez przesady, bo można sobie zaszkodzić.

To tyle, ja też jestem chora i też wiem co to znaczy SM. Ale nie można użalać się nad sobą, trzeba coś robić. Pedrak, przemyśl sobie to co mówi Wiesia i zgradek

PS Ja myślę o zakupie kijów Nordic Walking, ale nie wiem czy ten zakup nie pójdzie do piwnicy jak okaże się bezużyteczny... Nie wiem, zobaczymy...

Pozdrawiam wszystkich KACHA
Co nas nie zabije to nas wzmocni
------------------------------------------
Ale i tak najbardziej nam do twarzy z uśmiechem!

maria_xx
Posty: 776
Rejestracja: 2008-02-21, 14:46
Lokalizacja: Gdańsk

Postautor: maria_xx » 2008-09-04, 21:14

Kacha, a po co się tak meczysz? Ja używam chodzika z wygodnym siedziskiem. Wiem, że czytając to obruszysz się, tak jak ja zaczęłam gwałtownie protestować, kiedy to samo zaproponował mi mój rehabilitant 2 lata letmu. Ale jakoś tak wiosną tego roku dojrzałam - naprawdę rozwiązało to sporo moich problemów. Przede wszystkim perspektywa robienia zakupów przestała byc przerażająca. Teraz mogę sobie pochodzić między półkami, wiedząc, że w kazdej chwili mogę usiąść i odpocząć. Kiedy byłam w Ciechocinku, wyjeżdżałam sobie sama do miasta, i 'toczyłam się' po parku, do kawiarni i do sklepów. Chodzik dał mi poczucie bezpieczeństwa. Rzeczywiście, jest do przełamania pewna bariera psychologiczna - a co będzie, jak zobaczą znajomi i sąsiedzi. No cóż - nic nie będzie. To ich problem, nie mój. Na pewno mi łatwiej, bo jestem od Ciebie dużo starsza. Ale znowu w Twoim przypadku - możesz spodziewać się, że to tylko na jakiś czas. Pozdrawiam :-) .

Casey
Posty: 1050
Rejestracja: 2008-08-29, 21:56
Lokalizacja: tutejsza

Postautor: Casey » 2008-09-04, 22:17

mario_xx,
to nie o to chodzi, żeby sobie pomagać chodzikiem, ja walczę ze swimi słabościami i czasami udaje mi się wygrywać. Ostatnio gdy idę z mężem to nie idę pod rączkę, ale obok niego. A wiesz jak się cieszę, gdy uda mi się przejść cały dystans i nie proszę go o pomoc? On też się cieszy, że sobie poradziłam.
Żeczywiście jestem troszeczkę młodsza od Ciebie, ale niewykluczone, że kiedyś nie skorzystam z rady. Babcia zawsze mnie uczyła, żeby słuchać starszych, bo mają doświadczenie. Dziękuję za poradę z tym chodzikiem!
Pozdrawiam - KACHA
Co nas nie zabije to nas wzmocni
------------------------------------------
Ale i tak najbardziej nam do twarzy z uśmiechem!

maria_xx
Posty: 776
Rejestracja: 2008-02-21, 14:46
Lokalizacja: Gdańsk

Postautor: maria_xx » 2008-09-04, 23:23

Kacha, to wspaniale, że wygrywasz ze słabościami i masz wybór - ja go nie miałam. To znaczy był, ale inny: używać chodzika, lub zostać w domu. Pozdrawiam :-)

Casey
Posty: 1050
Rejestracja: 2008-08-29, 21:56
Lokalizacja: tutejsza

Postautor: Casey » 2008-09-06, 02:16

Trochę Ws zanudzę, ale może ktoś przeczyta...
Zastanawiam się - może zacząć pisać książki?


Ja choruję 6 lat i powiem Wam, ja się dowiedziałam też z problemami, ale „pochwalę” się…

Lipiec 2001
Zawsze jeździłam do pracy samochodem i zauważyłam dziwną rzecz, że jak idę na parking to mijam po drodze autobusy i nie widzę ich numerów, które są umieszczone na górze! Są olbrzymie, a ja nie potrafię ich przeczytać. Tak samo mijając znajomych – poznaję w ostatniej chwili. Ale jeździłam i było wszystko ok. Światła widziałam, znaki widziałam, nogi chodziły mi też jak trzeba. Sprzęgło lewą, prawą hamulec i gaz, fajnie. Ale zaniepokoiło mnie to i poszłam do okulisty, który nawlewał mi do oczu różnych swoich specyfików i nic mi nie powiedział, tylko zwalił na zmęczenie. Potem musiałam siedzieć u niego chyba godzinę, bo naprawdę nic nie widziałam, a przyjechałam oczywiście samochodem!

Październik 2001
Pod koniec roku 2001 poszłam do neurologa, bo miałam kłopoty ze staniem. Tam gdzie pracowałam trzeba było chodzić z piętra na piętro i jak już poszłam to stałam w innym pokoju i rozmawiałam. Zauważyłam, że stojąc strasznie bolą mnie nogi, więc opierałam się dupcią o biurko lub prosiłam o wolne krzesło. To moje stanie nie było dłuższe niż 10 minut i już nie wytrzymywałam.

Grudzień 2001
W tym czasie moje starsze dziecko było w pierwszej klasie i chciało, żeby na dobranoc czytać mu książkę (nigdy tego nie zapomnę - HARRY POTER i Kamień Filozoficzny) i tu nagle szok! widziałam podwójnie, więc zasłaniałam ręką jedno oko i czytałam jednym a wszystko zwalałam na ciężką pracę i późną porę (około 20-tej) (jak okulista).

Marzec 2002
Były święta wielkanocne i wybraliśmy się z rodzinką na długi spacerek. Po pół kilometrze zaczęła mi się zawijać noga. Szłam prosto, a noga sama mi podskakuje do góry. Wróciłam do domu pod rączkę z mężem, ale prawie na rzęsach.
Więcej tego nie zamierzałam znosić.

Kwiecień 2002
Poszłam do neurologa, a ten wysłał mnie na badanie przeciwko boreliozie. Jak wynik wyszedł negatywny to dał mi skierowanie do neurochirurga. (Głupio się tym chwalić, że sikałam strasznie często. Ale uznałam to, że się podziębiłam.)
Neurochirurg wysłał mnie na rezonans (MRI) kręgosłupa i wyszło, że ja kwalifikuję się do operacji, bo rdzeń kręgowy czegoś tam dotyka. A na moje pytanie co będzie jeśli nie zgodzę się na tą operację, usłyszałam, że za pół roku przyjadę do niego na wózku. Nie wyobrażacie sobie i ja sobie też nie przypominam, jak ja wyglądałam po wyjściu od lekarza. Wiem, że beczałam na głos nie zwracając uwagi na ludzi obok mnie. Zawodziłam, jakby mi ktoś bliski umarł.
To był kwiecień. Starałam się nie myśleć o tym, po prostu zapomnieć.
Niedługo były wakacje zatem tym żyłam.

Lipiec 2002
Byliśmy wtedy pierwszy raz (teraz też jeździmy, bo tam się czujemy najlepiej) w Juracie dwa tygodnie. Moje najpiękniejsze wakacje! Ale też zauważyłam, że coś ze mną jest nie tak, szliśmy po piasku, a ja się przewracałam. Inni nie! Przestraszyłam się, bo po zejściu z plaży kręciło mi się w głowie, a nie powinno. Byłam trzeźwiutka!

Październik 2002
Po powrocie stwierdziłam, że czas mija, a wyznaczony termin półroczny do mojego jeżdżenia na wózku przybliża się, zdecydowałam się na operację. Wzięłam zastrzyki przeciwko żółtaczce i zameldowałam się u neurochirurga. Wyznaczył mi termin na 19 listopada 2002.

1 listopada 2002
Jak ja wtedy kochałam GAROU! Po francusku śpiewał takie piękne dla ucha piosenki! Jechaliśmy samochodem na groby dziadków i tak sobie pomyślałam, że jak w radiu usłyszę Garou to nie będę miała tej operacji! Był dzień nie na takie piosenki, więc pożałowałam swoich myśli. Trzeba było jeździć przez cztery godziny, ale jaka była moja radość gdy usłyszałam „Gitan”. Nie bałam się już, bo wiedziałam, że operacji być nie może!

19 i 20 listopada 2002
Szpital, na początku krew, siku i nic. Zajęli się mną następnego dnia. Ja wtedy paliłam papierosy, a paliłam chyba paczkę dziennie (taka praca). Szpital też mnie nie nawrócił, bo chciałam rzucić, ale był kiosk na miejscu i sprzedawali fajurki. Na dodatek naprzeciwko kiosku bankomat, więc jak tu się powstrzymać? Palić też było gdzie!
Ale do tematu. W końcu poprosili mnie na rezonans powtórny kręgosłupa. Lekarz przyszedł do mnie po wyniku i powiedział, że nie ma czasu ale wieczorkiem może być. Przyszedł mój kochany mąż i do lekarza na rozmowę, Aten do mnie takie rzeczy mówił, że ja go słuchać nie chciałam. Opowiadał mi jak będzie przebiegać operacja ! Gdzie zaczną cięcie, że będą mi płuco podnosić! Nie chcielibyście tego słyszeć, ale lekarz ma obowiązek poinformować pacjenta. Ja byłam bliska szału, GAROU ratuj, przecież miało nie być tej operacji!
Ale, ale mój mąż w pewnej chwili mówi: „panie doktorze, a czy po operacji żona przestanie po ścianach chodzić? I jak to jest możliwe, że żonę nic nie boli w kręgosłupie tam gdzie pan pokazuje, że boleć powinno?” … Zdziwienie lekarza było olbrzymie, więc pyta „A chodzi pani po ścianach? I na pewno nic panią nie boli?” i zastanawiając się pożegnał nas w gabinecie.

21 listopada 2002
Dalej nuda, nie dowiedziałam się kiedy operacja, nic nie wiem tylko leże i patrzę na tych ludzi po operacjach guzów mózgu, głowy zaklejone, najgorszej było widzieć dzieci, które siedzą na rękach u matki i płaczą, siedzą w pidżamkach, zatem też pacjenci…. Co ja wtedy przeżyłam … Ja jestem bardzo słaba psychicznie. Nuda cały dzień, nuda… Co ja tu robię? Myślałam o tym, żeby zwiać, ale skoro się zdecydowałam…
Przywieźli kolację, ugryzłam pierwszy kęs … Wchodzi pielęgniarka: „Pani (KACHA)? Na rezonans proszę!” . To ja odpowiadam: „Ja wczoraj miałam robiony.” Na co pielęgniarka: „Rezonans głowy?” Zatkało mnie! Po co im rezonans głowy?! Przecież ja czekam na operację kręgosłupa!
Dobra, poszłam, wsadzili mnie w tą rurę, głowę przypiął mi technik jakimiś paskami i po 20 minutach poszłam spać.

22 listopada 2002
Czekałam od rana na wizytę, żeby zapytać co jest z tą głową. Lekarz dotarł do mnie około 12-tej, ale powiedział, że nie ma dziś czasu, bo ma operację za operacją i przyjdzie pogadać jutro. Ale ja go nie zamierzałam puścić, pytam dalej, żeby chociaż w dwóch słowach coś powiedział. A on mi na to: „ Z pani głową nie jest wszystko w porządku, ale muszę już lecieć, do widzenia, przyjdę do pani jutro po południu, ba mam dyżur, a teraz przepraszam, bo mam operację.”
No to u mnie był pożar! Papieros za papierosem, kłębowisko myśli: ja mam guza mózgu! Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Nie spałam tej nocy, co chwilę cichutko łkałam w poduchę i myślałam co będzie z dziećmi ? 8 lat to jest pierwsza klasa i 4 latka – przedszkole! Mężowi powiedziałam, ale, że on jest WAGĄ tylko mnie uspokajał. Zobaczymy jutro. Nie martw się na zapas. Ale też przeżywał.

23 listopada 2002
Popołudnie. Przyszedł mój mąż i czekamy w ciszy. Przyszedł lekarz: - „Zapraszam”. Widzę, że zaraz puści bombę, bo nie ma wesołej miny. – „Wynik rezonansu nie wyszedł dobry jak dla mnie. Za dwa dni idzie pani do domu. Operacji nie będzie.” Przez głowę mi przeleciało „GAROU wiedziałam, że na ciebie można liczyć! OPERACJI NIE Będzie !!!”
…lekarz kontynuował: „Operacji nie będzie, gdyż zdyskwalifikowałem panią z niej. Nie boli panią kręgosłup. Za to ma pani inne objawy. Rezonans głowy to potwierdza. Podejrzewam, że pani ma stwardnienie rozsiane.” Zapadła cisza. Chwilowo. Ja pierwszy raz słyszałam o takiej chorobie. Pożegnaliśmy się z lekarzem i wyszliśmy. Po nie przespanej nocy w tym dniu zasnęłam z myślą: „jak dobrze, że to nie guz mózgu”.

24 listopada 2002
Nie wiem dlaczego jeszcze mnie nie wypisują. Mąż przywiózł mi wydrukowane wiadomości, które znalazł o tej chorobie w Internecie. Dowiedziałam się, że skrót jest SM. Zaczęłam z nią żyć, ale nie mogłam uwierzyć, że ludzie chorują w opisany sposób, jak czytałam. A mnie nie było nic! To znaczy mogłam jeszcze wtedy daleko chodzić (lepiej chodzić, niż stać). Oprócz dolegliwości wymienionych wcześniej nic mi nie było.

25 listopada 2002
Nareszcie wychodzę. Dziękuję ci GAROU!
Ale wiecie co to jest?
POTęGA PODŚWIADOMOŚCI!
Nie chciałam tej operacji i jej nie było! Nie podejrzewałam, że wyjdzie coś innego…
Nie miałam pobieranego płynu mózgowo-rdzeniowego… A jednak SM…
Wtedy wydawało mi się, że choroba jak każda inna… do wyleczenia…

CDN – jeśli chcecie…
Co nas nie zabije to nas wzmocni
------------------------------------------
Ale i tak najbardziej nam do twarzy z uśmiechem!

pchla
Posty: 803
Rejestracja: 2008-07-28, 21:44
Kontaktowanie:

Postautor: pchla » 2008-09-06, 07:45

Kacha, troszke zastanowil mnie jeden opisywany przez ciebie objaw. Do tej pory jak mowilam o nim lekarzowi to spotkalam sie z totalna ignorancja.

Klopoty ze staniem (moja pani doktor: nie moze Pani stac? to usiadzmy ;-), rozmowa odbywala sie na korytarzu w szpitalu

Podobno nie jest to typowe dla sm

Waldziu
Posty: 391
Rejestracja: 2007-12-27, 13:54
Lokalizacja: Poznań
Kontaktowanie:

Postautor: Waldziu » 2008-09-06, 08:01

U mnie było zupełnie odwrotnie a jednak wiele naszych myśli było prawie identycznych.
Od poważnych dolegliwości do diagnozy mineło raptem 3 tygodnie (wcześniejsze problemy mijały i nie zwracałem na nie uwagi).
10 grudnia około g.20:00 poszedłem do Izby Przyjęć Szpitala MSW, bo stwierdziłem, iż męczące mnie od kilku dni zataczanie się na ściany i pojawiający się zamiast mowy bełkot, może być wynikiem poważnej choroby. MYślałem o guzie mózgu.
Ze szpitala już mnie nie wypuścili. Przez 3 dni badania, morfologia, EKG, EEG i czwartego dnia wreszcie rezonans o 7 rano. Około południa lekarka prosi na rozmowę. Krótką :-(
- "Nie mam dla pana dobrych wiadomości"
- Domyślam się. - mówię ja.
- Zna pan chorobę sm ?
- Tak.
- Ma pan właśnie sm.
Potem jeszcze, że mogę mieć pobrany płyn rm jeśli chcę, ale nie ma żadnych wątpliwości, iż mam sm. (łeb przeorany demielinizacjami jak pola we wrześniu). POtem kolejna "MIŁA" wiadomość, iż jako policjant właśnie straciłem pracę.
Wróciłem na salę i wtedy pękłem. Wielki facet płakał jak dziecko. Bez pracy, bez zdrowia, a w domu póltoraroczny niemowlak.
Potem wysoka gorączka bez przyczyny, potem solu, potem interferon i tak do dziś.

niunka11
Posty: 54
Rejestracja: 2008-08-16, 13:42
Lokalizacja: Koszalin
Kontaktowanie:

Postautor: niunka11 » 2008-09-06, 13:45

Ojejku jak czytam to wszytsko czasem mnie ciarki przechodzą bo sama niewiem co mi dolega a moje obajwy sa podobne jestem z niczego zmeczona jak niewiem czuje sie jak pobita reki podniesc nie mam sil...najbardzij w zyciu sie boje nie byc sprawna i ciezko chora dlatego to mnie przeraza nie mialam rezeniansu ale wszytsko inne mialam i wyszlo dobre matko kochana az sie boje..;/ pozdrawiam was wszytskich mam nadzieje ze wynajda cos na te chorobe tylko cos co ja hamuje a nie na obajwy bo to nie leczenie i nierozumiem dlaczego te leski sa takie drogie kogo na to stac to jest niedorzeczne przeciez!

Ula M
Posty: 90
Rejestracja: 2008-09-03, 20:46
Lokalizacja: UK

Postautor: Ula M » 2008-09-07, 18:05

ja o chorobie wiem id niedawna...jakos sie trzymam nie zalamalam sie,ale gdy czytam te historie to to wszystko jest takie smutne,bo ta choroba dotyczy nie tylko nas,ale naszego otoczenia,najblizszych.Ja najbardziej boje sie tego,ze kiedys moge byc niesprawna,moglabym byc ciazarem,moge byc niezdolna,aby sie sama utrzymac.. :-| KACHA zchecia przeczytalabym dalszą czesc twojej histori,a do autora tematu KSU mam pytanie.Z twojej histori wynika,ze podwojne widzenie ci nie przeszlo?Nie ma szns na remisje?jak to było?Napisz,jezeli mozesz

Iffonka
Posty: 2251
Rejestracja: 2008-06-30, 09:39
Lokalizacja: Ozimek
Kontaktowanie:

Postautor: Iffonka » 2008-09-08, 08:04

Kacha, czekamy na dalszy ciąg, myślę, że kiedyś możemy wspólnie wydać książkę, choćby na podstawie postów z forum. Myślę, że dla niejednej osoby byłaby to wskazówka jak cieszyć się życiem.

agazet
Posty: 23
Rejestracja: 2008-09-08, 21:18
Lokalizacja: UK/Gdansk

Postautor: agazet » 2008-09-08, 22:06

Kacha piszesz tak fajnie, ze musisz dopisac reszte. Koniecznie.

pozdrawiam! :)
:)

Casey
Posty: 1050
Rejestracja: 2008-08-29, 21:56
Lokalizacja: tutejsza

Postautor: Casey » 2008-09-08, 23:58

… CIĄG DALSZY mojej historii SM…

Zapomniałam napisać jeszcze o najważniejszej rzeczy (zawsze skupiając się szczegółowo na czymś zapomina się o reszcie też ważnej).

Jeszcze raz Październik 2001
Gdy budziłam się po nocy i wstawałam czułam, że drętwieje mi lewa noga, całe udo, łydka i stopa. A ja szłam w zaparte i dalej jeździłam samochodem! Bo przecież wytłumaczenie miałam takie, że to zapewne chwilowe i minie. Ale jak nie minęło po dwóch tygodniach to poszłam do lekarza rodzinnego. Pani doktor przebadała mnie jak rasowy neurolog: wyprostować ręce przed siebie, zamknąć oczy i palec – nos, stanąć na piętach i podnieść palce nóg w górę… Byłam bardzo zaskoczona, bo nie robiłam nigdy wcześniej tego typu „ćwiczeń”, ale też wydawało mi się, że aby je wykonać to bułka z masłem. Ale wcale nie! Tyle trudu sprawiło mi to, szczególnie stanięcie na piętach i podniesienie w górę palców stóp. Nie zrobiłam tego wzorcowo. Nie pamiętam, czy lekarka podała mi rękę, żebym się nie przewróciła czy nie, ale to nieważne. Nie zapomnę nigdy, jak powiedziała do mnie: „ A nie chciałaby pani pójść na rentę?” Ni z gruszki, ni z pietruszki !!!!! Tak jakby od razu wyczuła co mi jest!
Słuchajcie, ja myślałam, że jej nagadam, ale ze względu na wychowanie nie zrobiłam tego, choć we mnie się gotowało! Ja sobie myślałam: „ja, młoda 30-tka na rentę?, chyba tej lekarce coś się pomyliło! Potem jeszcze dodała, że mam iść do neurologa i dała mi skierowanie.
Poszłam do neurologa od razu i mówię , że noga mi drętwieje i przy okazji powiedziałam o tych problemach ze staniem, o których pisałam już wcześniej. Nic mi nie powiedział i nic nie zrobił. Na pewno dał jakieś leki ( nie pamiętam ), ale słowo SM nie padło. Po trzech tygodniach minęło mi to odrętwienie i zapomniałam o tym.

----------------------------------------------------------------------------------
teraz przerywnik z innej beczki----

Jak czytam Wasze posty, gdzie odbywają się dywagacje: borelioza czy SM to ja też mam wątpliwości na co ja jestem chora. Ale powiem szybciutko o co chodzi. Dokładnie w czasie wakacji 19 lat temu coś mnie ugryzło w rękę. Nie słyszałam, żeby to coś leciało, czy skakało, nie wiem. Pamiętam jedynie ból po tym ugryzieniu. Pamiętam rękę spuchniętą tak bańka. Ojciec zawiózł mnie do szpitala i pamiętam, że dawali mi jakiś zastrzyk (przeciwko tężcowi?). Dostałam temblak i tak lekarz kazał mi nosić rękę, a przez trzy dni miałam chodzić na zmianę opatrunku.
Ale od tego czasu minęło już 19 lat! Więc możliwe, że ja mam boreliozę???
Fakt o tym ugryzieniu przypomniałam sobie dwa tygodnie temu (!!!). Dostałam raz skierowanie na badanie przeciw boreliozie, wyszedł mi minus i byłam zadowolona. Teraz koleżanka powiedziała mi, że te bezpłatne badania są nic nie warte i trzeba zrobić WB czy coś PCR w Poznaniu. Ale przecież ja miałam robiony już rezonans (MRI) głowy i nikt nie zauważyłby różnicy?

A może ja mam i boreliozę i SM?

Odpowiedzcie co myślicie o takim rozwiązaniu i powiedzcie co ja mam robić.

Jeszcze nie skończyłam swojej opowieści, ale idę spać, bo jutro idę do pracy…
Postaram się jutro dokończyć. Na razie, pozdrawiam!

CDN…
Co nas nie zabije to nas wzmocni
------------------------------------------
Ale i tak najbardziej nam do twarzy z uśmiechem!


Wróć do „Archiwum”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 208 gości