Postautor: Casey » 2008-09-06, 02:16
Trochę Ws zanudzę, ale może ktoś przeczyta...
Zastanawiam się - może zacząć pisać książki?
Ja choruję 6 lat i powiem Wam, ja się dowiedziałam też z problemami, ale „pochwalę” się…
Lipiec 2001
Zawsze jeździłam do pracy samochodem i zauważyłam dziwną rzecz, że jak idę na parking to mijam po drodze autobusy i nie widzę ich numerów, które są umieszczone na górze! Są olbrzymie, a ja nie potrafię ich przeczytać. Tak samo mijając znajomych – poznaję w ostatniej chwili. Ale jeździłam i było wszystko ok. Światła widziałam, znaki widziałam, nogi chodziły mi też jak trzeba. Sprzęgło lewą, prawą hamulec i gaz, fajnie. Ale zaniepokoiło mnie to i poszłam do okulisty, który nawlewał mi do oczu różnych swoich specyfików i nic mi nie powiedział, tylko zwalił na zmęczenie. Potem musiałam siedzieć u niego chyba godzinę, bo naprawdę nic nie widziałam, a przyjechałam oczywiście samochodem!
Październik 2001
Pod koniec roku 2001 poszłam do neurologa, bo miałam kłopoty ze staniem. Tam gdzie pracowałam trzeba było chodzić z piętra na piętro i jak już poszłam to stałam w innym pokoju i rozmawiałam. Zauważyłam, że stojąc strasznie bolą mnie nogi, więc opierałam się dupcią o biurko lub prosiłam o wolne krzesło. To moje stanie nie było dłuższe niż 10 minut i już nie wytrzymywałam.
Grudzień 2001
W tym czasie moje starsze dziecko było w pierwszej klasie i chciało, żeby na dobranoc czytać mu książkę (nigdy tego nie zapomnę - HARRY POTER i Kamień Filozoficzny) i tu nagle szok! widziałam podwójnie, więc zasłaniałam ręką jedno oko i czytałam jednym a wszystko zwalałam na ciężką pracę i późną porę (około 20-tej) (jak okulista).
Marzec 2002
Były święta wielkanocne i wybraliśmy się z rodzinką na długi spacerek. Po pół kilometrze zaczęła mi się zawijać noga. Szłam prosto, a noga sama mi podskakuje do góry. Wróciłam do domu pod rączkę z mężem, ale prawie na rzęsach.
Więcej tego nie zamierzałam znosić.
Kwiecień 2002
Poszłam do neurologa, a ten wysłał mnie na badanie przeciwko boreliozie. Jak wynik wyszedł negatywny to dał mi skierowanie do neurochirurga. (Głupio się tym chwalić, że sikałam strasznie często. Ale uznałam to, że się podziębiłam.)
Neurochirurg wysłał mnie na rezonans (MRI) kręgosłupa i wyszło, że ja kwalifikuję się do operacji, bo rdzeń kręgowy czegoś tam dotyka. A na moje pytanie co będzie jeśli nie zgodzę się na tą operację, usłyszałam, że za pół roku przyjadę do niego na wózku. Nie wyobrażacie sobie i ja sobie też nie przypominam, jak ja wyglądałam po wyjściu od lekarza. Wiem, że beczałam na głos nie zwracając uwagi na ludzi obok mnie. Zawodziłam, jakby mi ktoś bliski umarł.
To był kwiecień. Starałam się nie myśleć o tym, po prostu zapomnieć.
Niedługo były wakacje zatem tym żyłam.
Lipiec 2002
Byliśmy wtedy pierwszy raz (teraz też jeździmy, bo tam się czujemy najlepiej) w Juracie dwa tygodnie. Moje najpiękniejsze wakacje! Ale też zauważyłam, że coś ze mną jest nie tak, szliśmy po piasku, a ja się przewracałam. Inni nie! Przestraszyłam się, bo po zejściu z plaży kręciło mi się w głowie, a nie powinno. Byłam trzeźwiutka!
Październik 2002
Po powrocie stwierdziłam, że czas mija, a wyznaczony termin półroczny do mojego jeżdżenia na wózku przybliża się, zdecydowałam się na operację. Wzięłam zastrzyki przeciwko żółtaczce i zameldowałam się u neurochirurga. Wyznaczył mi termin na 19 listopada 2002.
1 listopada 2002
Jak ja wtedy kochałam GAROU! Po francusku śpiewał takie piękne dla ucha piosenki! Jechaliśmy samochodem na groby dziadków i tak sobie pomyślałam, że jak w radiu usłyszę Garou to nie będę miała tej operacji! Był dzień nie na takie piosenki, więc pożałowałam swoich myśli. Trzeba było jeździć przez cztery godziny, ale jaka była moja radość gdy usłyszałam „Gitan”. Nie bałam się już, bo wiedziałam, że operacji być nie może!
19 i 20 listopada 2002
Szpital, na początku krew, siku i nic. Zajęli się mną następnego dnia. Ja wtedy paliłam papierosy, a paliłam chyba paczkę dziennie (taka praca). Szpital też mnie nie nawrócił, bo chciałam rzucić, ale był kiosk na miejscu i sprzedawali fajurki. Na dodatek naprzeciwko kiosku bankomat, więc jak tu się powstrzymać? Palić też było gdzie!
Ale do tematu. W końcu poprosili mnie na rezonans powtórny kręgosłupa. Lekarz przyszedł do mnie po wyniku i powiedział, że nie ma czasu ale wieczorkiem może być. Przyszedł mój kochany mąż i do lekarza na rozmowę, Aten do mnie takie rzeczy mówił, że ja go słuchać nie chciałam. Opowiadał mi jak będzie przebiegać operacja ! Gdzie zaczną cięcie, że będą mi płuco podnosić! Nie chcielibyście tego słyszeć, ale lekarz ma obowiązek poinformować pacjenta. Ja byłam bliska szału, GAROU ratuj, przecież miało nie być tej operacji!
Ale, ale mój mąż w pewnej chwili mówi: „panie doktorze, a czy po operacji żona przestanie po ścianach chodzić? I jak to jest możliwe, że żonę nic nie boli w kręgosłupie tam gdzie pan pokazuje, że boleć powinno?” … Zdziwienie lekarza było olbrzymie, więc pyta „A chodzi pani po ścianach? I na pewno nic panią nie boli?” i zastanawiając się pożegnał nas w gabinecie.
21 listopada 2002
Dalej nuda, nie dowiedziałam się kiedy operacja, nic nie wiem tylko leże i patrzę na tych ludzi po operacjach guzów mózgu, głowy zaklejone, najgorszej było widzieć dzieci, które siedzą na rękach u matki i płaczą, siedzą w pidżamkach, zatem też pacjenci…. Co ja wtedy przeżyłam … Ja jestem bardzo słaba psychicznie. Nuda cały dzień, nuda… Co ja tu robię? Myślałam o tym, żeby zwiać, ale skoro się zdecydowałam…
Przywieźli kolację, ugryzłam pierwszy kęs … Wchodzi pielęgniarka: „Pani (KACHA)? Na rezonans proszę!” . To ja odpowiadam: „Ja wczoraj miałam robiony.” Na co pielęgniarka: „Rezonans głowy?” Zatkało mnie! Po co im rezonans głowy?! Przecież ja czekam na operację kręgosłupa!
Dobra, poszłam, wsadzili mnie w tą rurę, głowę przypiął mi technik jakimiś paskami i po 20 minutach poszłam spać.
22 listopada 2002
Czekałam od rana na wizytę, żeby zapytać co jest z tą głową. Lekarz dotarł do mnie około 12-tej, ale powiedział, że nie ma dziś czasu, bo ma operację za operacją i przyjdzie pogadać jutro. Ale ja go nie zamierzałam puścić, pytam dalej, żeby chociaż w dwóch słowach coś powiedział. A on mi na to: „ Z pani głową nie jest wszystko w porządku, ale muszę już lecieć, do widzenia, przyjdę do pani jutro po południu, ba mam dyżur, a teraz przepraszam, bo mam operację.”
No to u mnie był pożar! Papieros za papierosem, kłębowisko myśli: ja mam guza mózgu! Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Nie spałam tej nocy, co chwilę cichutko łkałam w poduchę i myślałam co będzie z dziećmi ? 8 lat to jest pierwsza klasa i 4 latka – przedszkole! Mężowi powiedziałam, ale, że on jest WAGĄ tylko mnie uspokajał. Zobaczymy jutro. Nie martw się na zapas. Ale też przeżywał.
23 listopada 2002
Popołudnie. Przyszedł mój mąż i czekamy w ciszy. Przyszedł lekarz: - „Zapraszam”. Widzę, że zaraz puści bombę, bo nie ma wesołej miny. – „Wynik rezonansu nie wyszedł dobry jak dla mnie. Za dwa dni idzie pani do domu. Operacji nie będzie.” Przez głowę mi przeleciało „GAROU wiedziałam, że na ciebie można liczyć! OPERACJI NIE Będzie !!!”
…lekarz kontynuował: „Operacji nie będzie, gdyż zdyskwalifikowałem panią z niej. Nie boli panią kręgosłup. Za to ma pani inne objawy. Rezonans głowy to potwierdza. Podejrzewam, że pani ma stwardnienie rozsiane.” Zapadła cisza. Chwilowo. Ja pierwszy raz słyszałam o takiej chorobie. Pożegnaliśmy się z lekarzem i wyszliśmy. Po nie przespanej nocy w tym dniu zasnęłam z myślą: „jak dobrze, że to nie guz mózgu”.
24 listopada 2002
Nie wiem dlaczego jeszcze mnie nie wypisują. Mąż przywiózł mi wydrukowane wiadomości, które znalazł o tej chorobie w Internecie. Dowiedziałam się, że skrót jest SM. Zaczęłam z nią żyć, ale nie mogłam uwierzyć, że ludzie chorują w opisany sposób, jak czytałam. A mnie nie było nic! To znaczy mogłam jeszcze wtedy daleko chodzić (lepiej chodzić, niż stać). Oprócz dolegliwości wymienionych wcześniej nic mi nie było.
25 listopada 2002
Nareszcie wychodzę. Dziękuję ci GAROU!
Ale wiecie co to jest?
POTęGA PODŚWIADOMOŚCI!
Nie chciałam tej operacji i jej nie było! Nie podejrzewałam, że wyjdzie coś innego…
Nie miałam pobieranego płynu mózgowo-rdzeniowego… A jednak SM…
Wtedy wydawało mi się, że choroba jak każda inna… do wyleczenia…
CDN – jeśli chcecie…
Co nas nie zabije to nas wzmocni
------------------------------------------
Ale i tak najbardziej nam do twarzy z uśmiechem!