Mam 21 lat, studiuję matematykę.
Jako dziecko oglądałam kiedyś program o ludziach ze stwardnieniem rozsianym i stwierdziłam, że to jedyna choroba, której się boję i na którą nie chciałabym za nic w świecie zachorować. Chora na sm żona mojego wujka utwierdziła mnie w tym przekonaniu 2 lata temu.
Objaw Lhatermitta pojawił się w lutym 2014r.
Płakałam przez cały wieczór, gdy wyczytałam na stronach Internetowych, że dziwne wibracje jakie odczuwam od jakiegoś czasu, gdy schylam głowę to objaw Lhatermitta, który często występuję w sm.
Mój pierwszy neurolog wzbudził we mnie niesmak. Leczył mnie z podejściem : "może na to jest Pani chora, może nie, może to Pani pomoże, a może nie", zlecił mi zrobić zdjęcie kręgosłupa (kości), po czym po jakiś zmianach zwyrodnieniowych stwierdził, że to jakiś zespół szyjny i chciał wysłać mnie na rehabilitację. Ah, stwierdził jeszcze, że mam słabe odruchy brzuszne.
Mój drugi neurolog, to lekarz, którego bardzo szanuję. Gdy opisałam Mu objaw Lhatermitta, od razu Go nazwał (śmiem przypuszczać, że pierwszy nie zdawał sobie sprawy z fachowej nazwy), postukał mnie młoteczkiem, posprawdzał odruchy, po prostu zbadał mnie. Byłam w szoku, ponieważ pierwszy neurolog sprawdził tylko odruchy brzuszne. O dziwo, drugi neurolog stwierdził, że odruchy brzuszne są w porządku. Skierował mnie na rezonans głowy i szyji. Głowa wyszła czysta, w szyji małe ognisko demielinizacyjne.
Czekam na dalszą diagnostykę w szpitalu.
Oprócz tego moje objawy to drętwienie lewej części ciała, przy schylaniu głowy ku dołowi prądy często przebiegają do czubków palców w lewej ręcę. Drgają mi mięśnie (to chyba akurat objaw picia dużej ilości kawy), mam poczucie waty w głowy, często jestem zmęczona i popadam w stany depresyjne.
Lubię swój smutek, wydaje mi się, że jestem osobą, którą szczęście obezwładnia i zamyka na potrzeby innych, czyni ze mnie istotę hedonistyczną i egoistyczną. Mój smutek nazywam Weltschmerzem, uważam, że dzięki niemu poruszam wiele kwestii egzystencjalnych, kreuję ideę, którymi chcę podążać w życiu, świadomie je wybieram i dążę do ich spełnienia. Szczęście jako tako nie ma dla mnie wartości.
Odkąd oswoiłam się z myślą, że mogę być chora na sm, ufam, że dla >mnie< to dobra droga, która mimo cierpienia jakie niesie jest w stanie dać wiele wartościowych rzeczy i pokazać świat ze świadomej perspektywy. Jak gra na wyższym levelu, jest trudniejsza, ale bardziej satysfakcjonująca.
Cześć wszystkim.
Hej :)
Moderator: Beata:)
-
- Posty: 1826
- Rejestracja: 2013-05-09, 09:51 Wiek: 50
- Lokalizacja: okolice Poznania
- Kontaktowanie:
Przeczytałam ten post i...
Doprawdy? Niesamowite. Gdyby nie było tego zdania - myślałabym, że F.Nietzsche pojawił się na Forum, a nie umysł ścisły. Czysta filozofia połączona z bólem istnienia i beznadziejnością człowieczeństwa.
Wow, smutne. Jesteś jednak młodą osobą, więc spojrzenie na drugiego człowieka może się jeszcze zmienić i nie będzie zależne od ilości posiadanego szczęścia.
Mamy więc problem, ale wszystko jest pojęciem względnym. Damy radę Manonim, witam więc na Forum i głowa do góry
manonim pisze:studiuję matematykę.
Doprawdy? Niesamowite. Gdyby nie było tego zdania - myślałabym, że F.Nietzsche pojawił się na Forum, a nie umysł ścisły. Czysta filozofia połączona z bólem istnienia i beznadziejnością człowieczeństwa.
manonim pisze:Lubię swój smutek, wydaje mi się, że jestem osobą, którą szczęście obezwładnia i zamyka na potrzeby innych, czyni ze mnie istotę hedonistyczną i egoistyczną.
Wow, smutne. Jesteś jednak młodą osobą, więc spojrzenie na drugiego człowieka może się jeszcze zmienić i nie będzie zależne od ilości posiadanego szczęścia.
manonim pisze:Szczęście jako tako nie ma dla mnie wartości.
Mamy więc problem, ale wszystko jest pojęciem względnym. Damy radę Manonim, witam więc na Forum i głowa do góry
Witam serdecznie
Masz rację, choroba zmienia nasze patrzenie na świat - wyraźniej widzimy co jest w życiu ważne, a błahostki już nie robią na nas wrażenia.
manonim pisze: droga, która mimo cierpienia jakie niesie jest w stanie dać wiele wartościowych rzeczy i pokazać świat ze świadomej perspektywy.
Masz rację, choroba zmienia nasze patrzenie na świat - wyraźniej widzimy co jest w życiu ważne, a błahostki już nie robią na nas wrażenia.
Dopóki żyjesz nie ma takiej rzeczy na którą by było za późno.
Uśmiechnij się
Będzie dobrze!
Uśmiechnij się
Będzie dobrze!
-
- Posty: 449
- Rejestracja: 2013-08-12, 14:17
- Lokalizacja: Śląsk
- Kontaktowanie:
manonim pisze:Odkąd oswoiłam się z myślą, że mogę być chora na sm, ufam, że dla >mnie< to dobra droga, która mimo cierpienia jakie niesie jest w stanie dać wiele wartościowych rzeczy i pokazać świat ze świadomej perspektywy.
Dobra perspektywa od samego początku, a nawet przed wszystkim, bo nie masz jeszcze pewnej diagnozy. Tak, z chorobą żyje się prawdziwiej, dosadniej, głębiej.
Twoje podejście do życia kojarzy mi się trochę z moim w wieku nastu lat Takie “Nie wierzę w nic. Nie pragnę niczego na świecie, wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów”
Jak dorośniesz (emocjonalnie, doświadczeniowo) to może ci minie
Witaj!
„Nie trzeba odwagi, kiedy i tak nie ma wyboru.”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 136 gości