Kącik złego humoru

Rozmowy na wszystkie tematy, niezwiązane z tematyką forum

Moderator: Beata:)

homag
Posty: 9019
Rejestracja: 2010-02-10, 17:44
Wiek: 61
Lokalizacja: Podkarpacie

Postautor: homag » 2014-12-21, 10:56

Zibi, dasz radę, bo jak nie Ty, no to kto..?
Trzymaj się. :-)


Są dni, których nie powinno być wcale..ale niestety są.
Beatko :588:

Awatar użytkownika
blanka
Posty: 7000
Rejestracja: 2012-09-07, 17:02
Wiek: 51
Lokalizacja: tarnowskie góry

Postautor: blanka » 2014-12-21, 11:24

Renia-kalendarz już wkrótce nowy ;-) (ale męża to zganić trzeba ,albo Mu Bilobil na gwiazdkę kup :-P ) :588: :588: :588:
Blanka

Awatar użytkownika
zosiako
Posty: 4565
Rejestracja: 2013-04-15, 12:39
Lokalizacja: Stąd

Postautor: zosiako » 2014-12-21, 13:39

Renia, kalendarz zakupić pod choinkę i zaznaczyć Święta na czerwono + tydzień wcześniej przypominajkę, Bilobil też nie zaszkodzi :-D
3majcie się Kochani :588: :588: :588:
Denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za głupotę innych. Ernest Hemingway

konwalia
Posty: 3720
Rejestracja: 2011-01-09, 18:48
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Postautor: konwalia » 2014-12-21, 17:56

Beatko :588: Reniu :588:
Konwalia
"Śpieszmy się kochać ludzi bo tak szybko odchodzą" - Ks. Jan Twardowski

Awatar użytkownika
Beata:)

-#Administrator
Posty: 9398
Rejestracja: 2009-02-09, 14:24
Lokalizacja: Toruń

Postautor: Beata:) » 2014-12-21, 19:12

Renia, tak to jest z facetami. Żyją we własnym świecie :588:

Dziękuję Wam Kochani i niezawodni :588: Z czasem się nie wygra, to fakt. Albo chce się go cofnąć, albo popędzić do przodu. Efekt końcowy - trzeba się mu poddać. Fiksum dyrdum :591: ;-)
Obrazek

Awatar użytkownika
renia1286
Posty: 14352
Rejestracja: 2009-06-20, 09:28
Wiek: 59
Lokalizacja: Warmia

Postautor: renia1286 » 2014-12-22, 09:00

Beata:) pisze:Fiksum dyrdum :591: ;-)

Alleluja i do przodu chciałam tylko dodać :-D :588:
Nie potrzebuję skrzydeł by latać, potrzebuję ludzi, dzięki którym nie upadnę.

Awatar użytkownika
Sinuhe
Posty: 224
Rejestracja: 2014-10-27, 13:34
Wiek: 47
Lokalizacja: Tychy
Kontaktowanie:

Postautor: Sinuhe » 2014-12-22, 10:19

Jakoś miałem w tym roku to poczucie, że znajomi poszli do przodu, porobili doktoraty, MBA, zostali prezesami, dyrektorami a ja zostałem po tyłach.

Byłem tym, który zawsze zaliczy, zawsze zda, uczy innych a na przestrzeni lat hamowałem, nie dokańczałem, nie miałem parcia na sukces, zadowalałem się tym, co bezpieczne, minimalne.
Bez smaku, bez wysiłku, bez walki - ot, żeby wystarczało...

Ta niewiedza, czego się chce.
Ten brak jakichś pasji - a właściwie takie nijakie, byle jakie, niedokończane międlenie niby pasji, robienie wszystkiego na pół gwizdka, bylejakość i marność.

Teraz jeszcze ta popieprzona diagnoza...
Nie mam teraz ani ochoty, ani energii na uczenie się. Coś raczej wolałbym swojego wykombinować.
Ale mam przeogromne poczucie, że nie ma po co.


Po lekach na nadciśnienie zacząłem marnie się czuć w pogodę taką, jaka mamy teraz.
I męczy mnie chandra.

Że po latach "dziwnych" objawów zawsze się prostowałem a w tym roku nie potrafię. I boję się, że ruszyło.
Że lata lekkich objawów nie pozwoliły na wczesną diagnozę.
Że wszystko robiłem późno - choćby ślub w wieku 35 lat i dziecko w wieku 37 a dziś pluję sobie w brodę, że choćby mała nie jest odchowana.
Że moje pogodzenie się z brakiem parcia na karierę ma dziś uzasadnienie.
Że parę dni fajnego samopoczucia kończy się znowu ospałością, spowolnieniem i poczuciem... starości.
Że żona chyba nie do końca ma świadomość powagi sytuacji.
Że to wyjście z depresji z 10 lat temu było po to, aby ocknąć się w relatywnie gorszej sytuacji, bo się ogarnąłem, coś tam w życiu pozmieniałem, zaczęło być fajnie a teraz stoję z perspektywą wpakowania się żonie w życie i powołania na świat córeczki, gdy przede mną inwalidztwo.

Że zostanie starym kawalerem miałoby sens. Jakbym widział, że przestaję dawać rady, to byłaby szybka piłka, żeby się nie męczyć a tak jest żona, córka...

Robić za inwalidę w domu - źle, zakończyć sprawę w momencie, gdy jest się to w stanie zrobić - też źle, bo zawsze ktoś by mówił: a może nie byłoby najgorzej, może jakoś by to szło.

Marudzę...

Awatar użytkownika
zosiasamosia
Posty: 5081
Rejestracja: 2011-07-26, 12:28
Lokalizacja: Całkiem fajna ;)

Postautor: zosiasamosia » 2014-12-22, 11:59

Sinuhe pisze:Marudzę...
Tak, marudzisz :!:, ale my Cię tu zaraz wyprostujemy ;-)
Sinuhe pisze:stoję z perspektywą wpakowania się żonie w życie i powołania na świat córeczki, gdy przede mną inwalidztwo
Zły kierunek myślenia, totalnie zły :!:
Święta to czas skrajnie pozytywnych lub skrajnie negatywnych emocji..., rok kalendarzowy dobiega końca, robimy bilans, ale po co :?: , komu to potrzebne :?:, czy jesteśmy instytucją, która musi się z czegoś rozliczyć... :?:
:arrow: NIE ;-)
Jesteś facet, fajny facet ;-) ( choć mój jest fajniejszy :579: :lol: ), masz, jak przypuszczam kochającą Żonkę :579: i MACIE CUDowną córeczkę ( ja mam trójkę - mieszaną :-D ), i jak widać na zamieszczonych prze Ciebie zdjęciach, raczej nie pierdzicie w stołek... ;-) No chłopie... to są SUKCESY :!: :579: :-)

Nikt z nas nie wie co będzie kiedyś, cieszmy się tym co mamy teraz i pamiętaj wcale nie jesteśmy gorsi od innych ludzi, każdy z nas, sam w sobie jest wyjątkowy :-)
.........jest coś, co Nas łączy....... :wink:

Awatar użytkownika
Sinuhe
Posty: 224
Rejestracja: 2014-10-27, 13:34
Wiek: 47
Lokalizacja: Tychy
Kontaktowanie:

Postautor: Sinuhe » 2014-12-22, 12:16

Dzięki, dzięki - ale chyba jeszcze mną szarpie.
Czy właściwie - znowu.
Wczoraj byłem na chrzcie córeczki kolegi.
To ich drugie dziecko, pierwsze 10 (!) lat po ślubie.

On po prostu każe mi wierzyć w to, że będzie ok. Tak, jak u nich - po latach czekania, prób, leczenia.

Hm...

W maju byłem u niego w Dreźnie.
Pojechałem na koncert Sisters of Mercy - kompletna klapa, ale nie o tym :P
Zrobił doktorat, jego żonka też. Teraz produkują procesory. No żyją na całego.
Po koncercie siedzieliśmy w lokalu o wdzięcznej nazwie "Heavy Duty" Die metalkneipe in Dresden he he...

Jeszcze parę miesięcy przed diagnozą. Podczas skoków nastroju. Zmęczenia, zniechęcenia i niewiedzy, co mi jest.
Miałem po prostu przerażające poczucie klęski. Niespełnienia, niezrealizowania, porażki.
Kiedyś w czasie studenckim byłem obok niego, gdy jego ówczesna narzeczona "wpadła" z innym.
Teraz on - na odległość, ale stoi obok mnie. Ale ze złamanego serca się wychodzi a z SM nie.

Może nie będzie tak źle, ale...
boję się...

Przeraźliwie, kurewnie się boję.
Czasami jest ok i czuję się super, czasami mi robi się smutno a tak, jak np. teraz, to popadam w lekką panikę i hiperwentylację.

Awatar użytkownika
zosiasamosia
Posty: 5081
Rejestracja: 2011-07-26, 12:28
Lokalizacja: Całkiem fajna ;)

Postautor: zosiasamosia » 2014-12-22, 14:54

Sinuhe pisze:On po prostu każe mi wierzyć w to, że będzie ok. Tak, jak u nich - po latach czekania, prób, leczenia
Sinuhe pisze:Kiedyś w czasie studenckim byłem obok niego, gdy jego ówczesna narzeczona "wpadła" z innym
Myślisz, że było Mu/Im łatwo :?:
Sinuhe pisze:ze złamanego serca się wychodzi
Łatwo powiedzieć jeżeli nas nie dotyczy...
Sinuhe pisze:z SM nie
Może i nie, ale to jeszcze nie powód, aby ( bynajmniej na chwilę obecną ) targały Tobą tak skrajnie negatywne emocje :roll: :-|
Sinuhe pisze:zakończyć sprawę w momencie, gdy jest się to w stanie zrobić
Nie bądź egoistą ( wybacz, ale musiałam ), przecież...
Sinuhe pisze:jest żona, córka...
:10: :10:
Sinuhe pisze:boję się...
Wszyscy się boimy, to zrozumiałe... widzisz ja to nawet boję się na ulicę wychodzić, bo dziś tyle się dzieje, tyle się słyszy...
Bać się można i czasem nawet trzeba, ale nie możemy popadać w skrajności, bo co to za życie...

P.S. Mam nadzieję, że nie byłam za ostra...
.........jest coś, co Nas łączy....... :wink:

Agnieszka82
Posty: 37
Rejestracja: 2014-12-13, 00:52
Lokalizacja: Poznań

Postautor: Agnieszka82 » 2014-12-22, 15:01

Sinuhe
Jeśli chodzi o pracę i pasję to mam dokładnie to samo odczucie co Ty z tym że miałam je też przed diagnozą ale akurat w moim przypadku to było lenistwo. Inni coś osiągnęli a ja w którymś momencie wyhamowałam az wreszcie stanęłam w miejscu. Teraz jestem zła na siebie bo kiedyś mogłam bez przeszkód a teraz mimo, że mam jakiś nowy pomysł na siebie to nie wiem czy pozwoli mi na to chociażby zdrowie ale zobaczymy. Motywuje mnie pewna kobieta pełna pasji, zaangażowania, mimo swojego SM i cięzkiej choroby syna. Jak widzę jaka ma energie i co robi to po prostu jest mi wstyd i to mnie jakoś póki co mobilizuje.
Co do rodziny to też mam małą córeczkę i uważam, że jest moim cudem i lekarstwem. Owszem, przytłacza mnie świadomość niepewnej przyszłości nas z SM ale właśnie myśląc o tym muszę starać się ogarnąć teraz, dziś, jutro. Pewnie dlatego męczy mnie to, że aktualnie nie mam tyle sił, żeby się nią zajmować tak jak 3 tygodnie temu ale liczę, że wkrótce to się zmieni.
Myślę, że to że mamy Rodziny to ogromne szczęście.

Awatar użytkownika
Sinuhe
Posty: 224
Rejestracja: 2014-10-27, 13:34
Wiek: 47
Lokalizacja: Tychy
Kontaktowanie:

Postautor: Sinuhe » 2014-12-22, 15:09

Moja droga.

No właśnie dlatego dałem ich przykład, który pokazuje, że nie można skreślać marzeń o normalnej przyszłości.

Ale...

Hm... nie wiem, czy diagnoza SM nie wystarczającym powodem do tego, aby emocje były skrajne.
Czuję tak a nie inaczej - to nie jest kwestia wyboru.

Czy egoizm? Mój ojciec był takim egoistą. Nie, nie - nie SM a po prostu prozaiczny alkohol.
Te dwie panie mnie powstrzymują, może jeszcze będę im za to wdzięczny. Może tak, może nie. Cholera wie, ale może mój stan je wykończyć. Latami ojca za to nienawidziłem. Latami uznawałem, że mogło być inaczej. Ale w sumie wcale nie musiało być lepiej.
Mogło być lepiej, ale mogło być i gorzej - mogła być full patologia. Mogło być dalsze bicie mamy a potem ciągnięcie nas do alkoholu.
To wszystko jest "może". Zgadza się.

Ale za jakiś czas i żona, i córka mogą być już tak zmaltretowane, że będą czekać aż padnę. Z całą miłością i żalem na jaki będzie je stać... Żeby się skończyło, żeby mieć chwilę wytchnienia.

Leżałem jakiś czas temu, usypiałem córeczkę. I jak mogłem przytulić stworka i pocałować tą małą główkę, to pomyślałem, że to jest właśnie szczęście. Takie bezwarunkowe, jakiego nigdy poza tymi chwilami nie czułem.

Kupa ludzi mówi - ciesz się tym, co masz. Baw córkę, przytulaj żonę.
Kupa ludzi, z których część miała problemy a część nie bardzo.
Raz, dwa razy, czy po prostu przez to ostatnie 1,5 roku udało mi się to zrobić, cieszyć się bez obawy, żalu i strachu. Czyżbym wyczerpał limit?

Po prostu teraz czuję żal.
Zwykły, bezradny żal.

Czy byłaś ostra? Nie.
Cholera - miałem coś napisać, ale nie chcę. O losie, życiu itd.
Ale boję się na głos wypowiedzieć najczarniejsze myśli...

Agnieszko - tak rodziny to dla nas ogromne szczęście.
Ale, czy ja będę szczęściem dla rodziny za rok, pięć, dziesięć, może eh... dwadzieścia lat?
Wiem - mogę wpaść pod auto jeszcze dziś, może mnie zmóc coś tam.

Ostatnio tego jest tyle, że boję się o czymkolwiek pomyśleć, żeby nie wywołać.

Szczęśliwe dzieciństwo, spokojna starość i kryzys wieku średniego - na tym świecie mamy wszystko, czego nam potrzeba. Tak kiedyś śpiewał jeden zespół punk. To by było piękne, ale takie nie jest.

Proza życia przekształciła się w grozę życia. Ale po prostu boję się, żeby nie było gorzej.
Ba! Nawet napisanie tego zdania mnie przeraża.
Ostatnio zmieniony 2014-12-22, 15:30 przez Sinuhe, łącznie zmieniany 3 razy.

Agnieszka82
Posty: 37
Rejestracja: 2014-12-13, 00:52
Lokalizacja: Poznań

Postautor: Agnieszka82 » 2014-12-22, 15:23

Nie duś tego w sobie, pisz jeśli czujesz taką potrzebę. Staramy się podtrzymywać się wzajemnie na duchu ale to nie znaczy, że będziemy się karcić za negatywne emocję.
Każdy ma gorszy dzień a ta część forum jest właśnie na mniejsze smutki i większe żale.
Nieraz największą ulgę przynosi po prostu nazwanie rzeczy po imieniu.
Sama zauważyłam, że po rozmowie z mężem o rzeczach najtrudniejszych poczułam jakby zmniejszył się trochę ich ciężar.

Awatar użytkownika
zosiako
Posty: 4565
Rejestracja: 2013-04-15, 12:39
Lokalizacja: Stąd

Postautor: zosiako » 2014-12-22, 15:52

Ale za jakiś czas i żona, i córka mogą być już tak zmaltretowane, że będą czekać aż padnę. Z całą miłością i żalem na jaki będzie je stać... Żeby się skończyło, żeby mieć chwilę wytchnienia.


coś mi się zdaje, że to nie zwykły dołek tylko rów mariański. nie wiesz co będą czuły dziewczyny, bo miłość jest kompletnie irracjonalna i dlatego taka piękna. żadnego limitu nie wyczerpałeś, jak sam napisałeś raz jest lepiej raz gorzej, więc jak jesteś na dnie to jedyna droga prowadzi do góry, jak będzie trzeba to za uszy Cię wyciągniemy :-)

postaraj się skupić na czymś innym, zabierz żonę na romantyczną kolację/spacer, a z córką idź na plac zabaw.
a jak będziesz marudził to nie przyjdzie do Ciebie Mikołaj :shock: ;-)

3maj się ciepło :-) i czekamy na uśmiech
Denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za głupotę innych. Ernest Hemingway

Awatar użytkownika
Sinuhe
Posty: 224
Rejestracja: 2014-10-27, 13:34
Wiek: 47
Lokalizacja: Tychy
Kontaktowanie:

Postautor: Sinuhe » 2014-12-22, 17:18

Dla mnie najlepsze informacje teraz są takie:
jestem facetem z SM, mam ponad 50, czy 60 lat, potrafię siedzieć i mam sprawne ręce.
Moje dzieci nie mają SM.
Tyle...

Córeczkę mam na kolanach. Oglądamy Reksia a mała tak cudownie się śmieje...


Wróć do „Pogaduszki”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 443 gości