Przepisy kulinarne

Rozmowy na wszystkie tematy, niezwiązane z tematyką forum

Moderator: Beata:)

Awatar użytkownika
rybka
Posty: 1974
Rejestracja: 2011-05-20, 18:58
Wiek: 52
Lokalizacja: OMC Kraków

Postautor: rybka » 2013-06-28, 20:57

tak zachęcacie, zanęcacie że kiedyś zrobię te brownieski - cokolwiek to jest (czemu wujek google zna tylko Broniewskiego?)

nie wiem czy powinnam ale się przyznam że zeżarłam przed chwilą niezdrowe gofry (ale świeże były) :oops:
Uśmiechnij się
Dorota
DK - KWC

Awatar użytkownika
Jukka
Posty: 2012
Rejestracja: 2012-12-15, 22:17
Lokalizacja: z miasta
Kontaktowanie:

Postautor: Jukka » 2013-06-28, 21:24

A to wój z tego gógla ;-) Zapytaj go Rybeńko o brownie, to będzie chyba lepiej wiedział. Choć brownieski niewiele niewiele mają wspólnego z brownie, to z pewnością więcej z tym niż z Broniewskim :mrgreen:
A w przyszłym tygodniu u mojego niemieckiego kochanka* mają być pekany, więc może zaniegługo będzie powtórka z rozrywki.

* każdą korespondencję do mnie, nawet spamy Małżonek określa, jako korespondencję od kochanka. Niemieckich miałam dwóch: Weltbild i Lidl. Ten pierwszy się ze mną rozstał, drugi jest mi wierny. Z wzajemnością. I chyba przeczytał, że robiłam brownieski z orzechwów włoskich bo nie miał pekanów, to postanowił się zrehabilitować :-D

Awatar użytkownika
rybka
Posty: 1974
Rejestracja: 2011-05-20, 18:58
Wiek: 52
Lokalizacja: OMC Kraków

Postautor: rybka » 2013-06-28, 21:37

zapytałam wuja o brownie ale mi straszne gnioty pokazał :oops: ale brownieski zrobię :-D
Uśmiechnij się
Dorota
DK - KWC

Awatar użytkownika
Jukka
Posty: 2012
Rejestracja: 2012-12-15, 22:17
Lokalizacja: z miasta
Kontaktowanie:

Postautor: Jukka » 2013-06-28, 21:50

Brownieski to jeszcze większe gnioty, bo po tym, jak się toto zmiksuje, to trzeba ugnieść, a potem w tej lodówce czy zamrażarce ni cholery nie chce urosnąć. A i tak takie niewyrośnięte znika w tempie ekspresowym. No i taka zaleta - nigdy się nie przypala :10: Nie ma prawa

Awatar użytkownika
Jukka
Posty: 2012
Rejestracja: 2012-12-15, 22:17
Lokalizacja: z miasta
Kontaktowanie:

Postautor: Jukka » 2013-07-03, 12:29

Zrobiłam Młodym galaretkę porzeczkową. Młoda tak generalnie lubi galaretki, ale ta jej jakoś nie podeszła. Więc postawiłam przed wszystkożerną Młodszą, może zje.
Przepis na galatetkę (by Jukka)
W sokowniku robimy sok z czerwonej porzeczki, posłodzony ksylitolem. Część soku wędruje do butelek, część do garnka. I do tej drugiej części dolewamy wody i ewentualnie dosypujemy ksylitolu. Wsypujemy żelatynę i ją rozpuszczamy.
Do foremki (u mnie to szklana keksówka) wsypujemy te czerwone porzeczki, które nie zmieściły się do sokownika, a było ich za mało, żeby z niej robić drugą porcję soku. Zalewamy toto wyżej wyżej opisanym sokiem z żelatyną, a jak już to wystygnie to wkładamy do lodówki, żeby skrzepło. Efekt końcowy - dużo lepiej wygląda niż smakuje. No, ale co ja zrobię, że ja nie lubię czerwonej porzeczki. Ale czarnej od dawna nie widziałam w sprzedaży a takie np. maliny to na razie stanowczo za drogie. No i Młode by mi zeżarły maliny nim bym cokolwiek z nich zrobiła. No, ale jak będę robić galaretkę malinową to zapodam przepis, bo robię ją inaczej niż poprzeczkową.

Awatar użytkownika
rybka
Posty: 1974
Rejestracja: 2011-05-20, 18:58
Wiek: 52
Lokalizacja: OMC Kraków

Postautor: rybka » 2013-07-03, 22:32

ha, Jukka przypomniała mi że mam krzaczki porzeczek, no to byłam za widoku dowitaminizować się prosto z krzaka :oops:
PS. maliny też mam ale dopiero kwitną ;-)
Uśmiechnij się
Dorota
DK - KWC

Awatar użytkownika
Jukka
Posty: 2012
Rejestracja: 2012-12-15, 22:17
Lokalizacja: z miasta
Kontaktowanie:

Postautor: Jukka » 2013-07-06, 14:39

Dobra, no to czas na nocne rogale. Jeśli gdzieś podawałam tu przepis na rogale świętomarcińskie, to ciasto jest to samo. Jeśli nie podawałam, to jak komuś się zechce na 11.11. robić owe rogale, to z tego przepisu polecam.

1 kg mąki pszennej
6 jaj
1/2 kostki masła (szkoda, że nie podają jakiej kostki, bo znam takie co mają 10 dag, i znam takie, co mają 33 dag, jednak ja za standardową kostkę masła uważam 25 dag, bo tag... znaczy tak było za PRLu, czyli w czasach, w których uczyłam się gotować)
2 łyżki cukru
5 dag drożdży
1 szkl. mleka
Drożdże rozpuścić w niewielkiej ilości mleka, jaja utrzeć z cukrem i połączyć ze stopionym masłem. Nie przerywając ubijania dodawać porcjami przesiana mąkę, mleko oraz wcześnie przygotowane drożdże. Ciasto wyrabiac do chwili gdy zaczną pojawiać się pęcherzyki (tak po ludzku, jak przy każdej drożdżówce o ile ktoś - jak np. mua - wyrabia ręcznie: ciasto wyrabiać dopóki nie zacznie odchodzić od ręki), po czym pozostawić do wyrośnięcia. Wyrośnięte rozwałkować na okrągły placek, ów placek pokroić na trójkąty. Trójkąty posmarowałam dżemem porzeczkowym własnoręcznie przyrządzonym dzień wcześniej, zwinęłam w rogale. Te zostawiłam, żeby chwile podrosły, takie podrośnięte posmarowałam roztrzepanym jajkiem (nie, nie jednym z 6, siódmym) i posypałam brązowym cukrem. Blachę z czymś takim do pieca i w temp. 220-250 st. C piec do zarumienienia. Na pytanie ile to w przybliżeniu czasu zajmie, odpowiem: bardzo mało. Ale trudno powiedzieć ile ponieważ gdy jedna blacha się piekła byłam zajęta produkowaniem rogali na kolejną a nie patrzeniem na zegarek. W każdym razie zrobienie drugiej blachy rogali zajmowało mi więcej czasu niż pierwszej blasze upieczenie się. Ale ja generalnie wszystko robię powoli, więc to też nie jest wskazówka. Po prostu trzeba co chwilę zaglądać przez szybę od piekarnika, czy już trzeba wyciągać.

I jednak jeśli ktoś nie spodziewa się licznej inwazji gości, zdecydowanie polecam robienie z połowy proporcji :-D Owszem, rogale długo utrzymują świeżość, zdarzało mi się to jadać na trzeci dzień i były lepsze niż większość drożdżówek z piekarni na drugi dzień. Jednak po objadaniu się 3 dni nawet najlepszym jedzeniem, może ono cokolwiek obrzydnąć... o ile robiącemu nie obrzydnie już na etapie produkcji ;-) Fakt, na trzeci dzień to ja jadałam rogale świętomarcińskie, których nie traktuję jajem i cukrem przed upieczeniem, tylko lukrem po wyjęciu z pieca, a lukier też pomaga dłużej utrzymać świeżość.

Awatar użytkownika
blanka
Posty: 7000
Rejestracja: 2012-09-07, 17:02
Wiek: 51
Lokalizacja: tarnowskie góry

Postautor: blanka » 2013-07-12, 17:15

Kto nie zna -polecam .

Pianka-ptasie mleczko.
-1/2 l mleka skondensowanego w kartoniku
-2 galaretki przygotować w pół litrze wody .
-mogą być owoce typu jagody ,truskawki lub z puszki (wtedy galaretki przygotować na soku +woda.

Dobrze schłodzone mleko spienić max.mikserem, tężejące galaretki przemiksować .Mleko połączyć z galaretką i wlać na spód np.biszkopt ,wafel ,pokruszone herbatniki .
Jeżeli używamy owoców pognieść je widelcem i zmiksować razem z mlekiem i galaretką.Na górę pianki można położyć trochę owoców ,zalać cienką warstwą galaretki dobranej kolorem .
Deser lepiej przygotować parę godzin przed podaniem.
:-)
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez blanka, łącznie zmieniany 2 razy.
Blanka

Awatar użytkownika
Jukka
Posty: 2012
Rejestracja: 2012-12-15, 22:17
Lokalizacja: z miasta
Kontaktowanie:

Postautor: Jukka » 2013-07-12, 17:53

Taaa, biszkopt, masa kakaowa, gruszki z kompotu i takie "ptasie mleczko" - czyli torty, które za moich szczenięcych lat robiła nam matka na urodziny. Czyli też polecam.

Paulinka
Posty: 93
Rejestracja: 2013-08-03, 07:02
Lokalizacja: Wronki

Postautor: Paulinka » 2013-08-03, 14:47

Kochani a co gotować w te upały? Albo co jeść? Macie jakieś pomysły? :-)

My z mężem dziś na obiad jemy sałatkę owocową polaną jogurtem ;-)
Paulinka

Awatar użytkownika
joanna_nick
Posty: 912
Rejestracja: 2013-03-19, 22:06
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: joanna_nick » 2013-08-03, 15:52

Paulinka pisze:Kochani a co gotować w te upały? Albo co jeść? Macie jakieś pomysły? :-)

My z mężem dziś na obiad jemy sałatkę owocową polaną jogurtem ;-)


nic nie gotować - absolutnie - gotowanie w upale to już zupełny horror ;)

no może jajka na twardo - ja chłopaków karmie chłodnikiem mojego pomysłu, czyli jak coś przygotować, żeby się nie ugotować ;)

- duży barszcz czerwony w kartonie [najlepiej Krakusa]
- 3 pęczki rzodkiewek
- 2 średnie ogórki [zielone]
- pęczek dymki lub 2 pęczki szczypiorku
- duży jogurt naturalny [najlepiej Bakomy]
- jajka ugotowane na twardo [ilość wedle uznania]

rzodkiewki i ogórki ścieram na tarce [no tak naprawę to nie jest to normalna tarka, bo bym oszalała z radości - mam takie urządzonko do ścierania warzyw], szczypiorek siekam - wszystko mieszam, solę, dodaję jogurt - niech troszkę postoi w lodówce - potem dodaję barszcz, siekane jajko [do talerza] i voila! :)
W życiu nie chodzi o czekanie, aż burza minie ... Chodzi o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu. Vivian Greene

Paulinka
Posty: 93
Rejestracja: 2013-08-03, 07:02
Lokalizacja: Wronki

Postautor: Paulinka » 2013-08-03, 16:03

joanna_nick brzmi zachęcająco! a przyprawy jakieś dajesz?
Paulinka

Awatar użytkownika
blanka
Posty: 7000
Rejestracja: 2012-09-07, 17:02
Wiek: 51
Lokalizacja: tarnowskie góry

Postautor: blanka » 2013-08-03, 17:38

1. kalafior ,szparagowa ,jajo sadzone

2. pomidorowa

3. ziemniaki ,surówka z kapusty białej ,kotlet

4. jarzynowa

Zupy ugotować więcej ,będzie za kilka dni jak znalazł .Wywar mięsny-przygotowany w chłodniejszy dzień(większa ilość) -baza do innych ,szybkich zup ,na "potem"

Lepiej podawać obiadokolacje.

LODY ,LODY i lody ;-) -dobre o każdej porze ,dietetycznie sorbety.
Blanka

Awatar użytkownika
joanna_nick
Posty: 912
Rejestracja: 2013-03-19, 22:06
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: joanna_nick » 2013-08-03, 21:19

Paulinka pisze:joanna_nick brzmi zachęcająco! a przyprawy jakieś dajesz?


tylko sól, no chyba, że nie dostanę barszczu Krakusa, to wtedy ewentualnie doprawiam jakiś inny barszczyk [np. Hortexu - jest za łagodny imho]
W życiu nie chodzi o czekanie, aż burza minie ... Chodzi o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu. Vivian Greene

Awatar użytkownika
Jukka
Posty: 2012
Rejestracja: 2012-12-15, 22:17
Lokalizacja: z miasta
Kontaktowanie:

Postautor: Jukka » 2013-08-06, 00:55

Obiecałam swojego czasu przepis na galaretkę malinową by Jukka. Chwilowo nie robię Młodym, bo skupiam się na testowaniu nowego sokownika i robię z malin sok na zimę. Na lato też dobry, więc muszę robić dużo. Ale jak już trochę butelek soku mieć będę, to może w końcu zrobię te galaretkę.
Do rondelka wrzucam przebrane maliny i daję na gaz. One tak ładnie puszczają sok i robi się z nich całkiem nieładna (no dobra, kolor ma ładny) paciaja. Taką paciaję próbujemy czy nie trzeba dosłodzić. Raczej trzeba, bo zaraz będziemy ją rozcieńczać, więc słodzimy tak, żeby była lekko za słodka. Słodzik dowolnie wybrany, ale raczej nie: aspartam (wiadomo dlaczego), stewia, miód (zniekształcą smak malin), cukier brązowy muscowado, melasa (j.w.). Czyli wygląda na to, że zostaje nam biały cukier lub ksylitol. Albo jemy mało słodką galaretkę - też można, a nawet zdrowiej.
W szklance wody rozpuszczamy opakowanie żelatyny (zawsze rozpuszczam całe, takie na 2,5 l wody, ale ja po prostu lubię zwartą galaretkę), tę rozpuszczoną żelatynę mieszamy z paciają malinową i do dowolnie wybranej foremki/foremek. Jak wystygnie - do lodówki, żeby skrzepło.
Jeśli ktoś oczekuje, że to będzie ładne to się raczej nie doczeka. Ale zarówno Młode, jak i ja z Małżonkiem nie analizujemy zbyt długo urody tej galaretki. Bo i po co? Ona w końcu do czego innego służy. No ale jakby kto chciał się pozachwycać, to jeśli zrobić ją w jakichś foremkach o fantazyjnych kształtach, ozdobić bitą śmietaną a na czubku tej bitej śmietany dać świeże malinki i jakiś listeczek mięty czy melisy to może wyjść nawet ładnie. Ale to tylko domniemania z mojej strony.


Wróć do „Pogaduszki”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 616 gości