Dobra, no to czas na nocne rogale. Jeśli gdzieś podawałam tu przepis na rogale świętomarcińskie, to ciasto jest to samo. Jeśli nie podawałam, to jak komuś się zechce na 11.11. robić owe rogale, to z tego przepisu polecam.
1 kg mąki pszennej
6 jaj
1/2 kostki masła (szkoda, że nie podają jakiej kostki, bo znam takie co mają 10 dag, i znam takie, co mają 33 dag, jednak ja za standardową kostkę masła uważam 25 dag, bo tag... znaczy tak było za PRLu, czyli w czasach, w których uczyłam się gotować)
2 łyżki cukru
5 dag drożdży
1 szkl. mleka
Drożdże rozpuścić w niewielkiej ilości mleka, jaja utrzeć z cukrem i połączyć ze stopionym masłem. Nie przerywając ubijania dodawać porcjami przesiana mąkę, mleko oraz wcześnie przygotowane drożdże. Ciasto wyrabiac do chwili gdy zaczną pojawiać się pęcherzyki (tak po ludzku, jak przy każdej drożdżówce o ile ktoś - jak np. mua - wyrabia ręcznie: ciasto wyrabiać dopóki nie zacznie odchodzić od ręki), po czym pozostawić do wyrośnięcia. Wyrośnięte rozwałkować na okrągły placek, ów placek pokroić na trójkąty. Trójkąty posmarowałam dżemem porzeczkowym własnoręcznie przyrządzonym dzień wcześniej, zwinęłam w rogale. Te zostawiłam, żeby chwile podrosły, takie podrośnięte posmarowałam roztrzepanym jajkiem (nie, nie jednym z 6, siódmym) i posypałam brązowym cukrem. Blachę z czymś takim do pieca i w temp. 220-250 st. C piec do zarumienienia. Na pytanie ile to w przybliżeniu czasu zajmie, odpowiem: bardzo mało. Ale trudno powiedzieć ile ponieważ gdy jedna blacha się piekła byłam zajęta produkowaniem rogali na kolejną a nie patrzeniem na zegarek. W każdym razie zrobienie drugiej blachy rogali zajmowało mi więcej czasu niż pierwszej blasze upieczenie się. Ale ja generalnie wszystko robię powoli, więc to też nie jest wskazówka. Po prostu trzeba co chwilę zaglądać przez szybę od piekarnika, czy już trzeba wyciągać.
I jednak jeśli ktoś nie spodziewa się licznej inwazji gości, zdecydowanie polecam robienie z połowy proporcji
![:-D](./images/smilies/002.gif)
Owszem, rogale długo utrzymują świeżość, zdarzało mi się to jadać na trzeci dzień i były lepsze niż większość drożdżówek z piekarni na drugi dzień. Jednak po objadaniu się 3 dni nawet najlepszym jedzeniem, może ono cokolwiek obrzydnąć... o ile robiącemu nie obrzydnie już na etapie produkcji
![;-)](./images/smilies/004.gif)
Fakt, na trzeci dzień to ja jadałam rogale świętomarcińskie, których nie traktuję jajem i cukrem przed upieczeniem, tylko lukrem po wyjęciu z pieca, a lukier też pomaga dłużej utrzymać świeżość.