Hm...
Wiele rozmawiałem z lekarzami, wiele przeczytałem w internecie, aby poznać chorobę mojej żony. Ta chęć zrozumienia tego czym jest sm, doprowadziła mnie także i do tego forum
... i to chyba mnie najbardziej zasmuciło... Przez wiele lat walczyłem z sm mojej kobiety, z sm które jest również moim życiem, czy tego chcę, czy nie. Spędziłem wiele godzin u psychiatrów, nie tylko z zoną, ale i ze swoją ciężką depresją i nerwicą, która do dziś, często nie pozwala mi na normalne życie i pracę. Wiele godzin spędziłem na forach, w szpitalach i z pytaniami - co dalej z moją żoną... Teraz mamy nowy dzień, nowy rok- ...żona dzięki Bogu i copaxon'owi wróciła do sprawności. Ja nie mam już żadnych oczekiwań jako mąż, przyjaciel - żona nie pozwala mi mieć oczekiwań - nie z przymusu, ale z wyboru... Zostały mi już tylko prośby dotyczące codzienności, tak banalne jak umycie szklanki, posprzątanie, czy przygotowanie posiłku, kiedy ja jestem w pracy. Niestety, i to kończy się odwróceniem głowy i abstrakcyjnymi wymówkami... Mam świadomość, że przed chorobą było podobnie, ale teraz chcąc /nie chcąc patrzę na to wszystko przez pryzmat sm'a, a oceny ludzi pozornie poznających całą sytuację, łamią mi serce i są po prostu zwykłą niesprawiedliwością... Nie umiem zrozumieć żony, która wygrywając z chorobą, będąc sprawną po naszej wspólnej walce, woli odejść niż dawać cokolwiek od siebie w prostym codziennym życiu...
Pozdrawiam wszystkich i nie piszę jako ofiara.
Piszę, aby nie stać się tu katem - mimo woli. Hejka, Andrzej