slackware pisze:Nikt raczej nie decyduje się zostać królikiem jeżeli nie dokona oceny zysk/ryzyko.
Panie Michale ...wobec powyższego jestem wyjątkiem potwierdzajacym regułę.
Na ocenę zysk/ryzyko nie ma czasu jeżeli w perspektywie mam wózek na horyzoncie,i nic w zamian.
Niewiele wiedziałam o metodzie w momencie zapisywania sie do programu badawczego,i od tego czasu nic sie nie zmieniło w moim podejsciu.Stent-nie,balonikowanie-tak-a nade wszystko ...przywrócenie drożności żył .Znam osoby po ciężkich operacjach serca,( chociażby 6 by-passów),i balonikowanie w porównaniu z tym jest naprawdę bardzo błahym zabiegiem.
I żeby wszystko było jasne! Ja (jest to moje osobiste zdanie) nie uważam,że zatkane żyły wywołuja wszystkie objawy SM. Część zapewne tak,ale... jest "coś" jeszcze...
To nie tylko kwestia żelaza,ferrytyny , ale też i infekcji wirusowych itd.
slackware pisze:Niech mi ktoś rzetelnie odpowie czy balonikowanie może uszkodzić zastawki w żyłach?
Czy ewentualne uszkodzenie tych zastawek może mieć negatywne skutki?
Jeżeli tak, to jakie?
Odwracając Twoje pytanie :....
Jakie symptomy dają zablokowane żyły i patologiczne zastawki ? Ja mam jedno i drugie. I jakoś tak...no gó..nianie się czuję.
I masz absolutna rację-
nie ma bata żebym zainteresowała się udrażnianiem zył gdyby nie mój SM ( chociaz to pytanie akurat było do Aski ,i sorki ze sie wcinam,ale równie dobrze mogło być i do mnie). Zależnosć sama się nasuwa....
slackware pisze:Pisze się o poprawie po zabiegach a jedynie na forach słychać o osobach którym się pogorszyło albo nie nie mają żadnej poprawy.
Może to zbieg okoliczności,może czysty przypadek,ale dzisiaj akurat byłam u koleżanki która jest 5 m-cy po zabiegu.I tak... Jej stan... 5 m przejdzie o balkoniku. Przed zabiegiem (jężeli chodzi o motorykę) czuła się ... lepiej.. Natomiast Ania ma zmiany w rdzeniu,własciwie cały kręgosłup ma zajęty, po zabiegu miała 2 silne infekcje które ją osłabiły,a sama podróż była dla niej dużym stresem.
Ze zmian na lepsze- zmęczenie mniejsze,i zniknęło coś co od lat było zmorą. Kładąc się -świat jej odjeżdżał,kręciło jej sie w głowie,tak,że prawie dostawała torsji.
To samo było przy pochylaniu głowy do przodu. Te objawy zniknęły praktycznie natychmiast (czyli nie miały one nic wspólnego ze zwyrodnieniami w kręgosłupie szyjnym co jej było wmawiane),ale...słabość i spastyczność nóg-pozostały-a nawet nieznacznie się nasiliły.
No i co z tym fantem? Ano nico... Ja niezrażona poddam sie zabiegowi,bo każdy organizm jest inny,i nawet jeżeli "tylko" przestanie mnie głowa boleć,to też będzie sukces. Ech..powtarzam sie
I jeszcze jedno-żyła którą miała balonikowaną "pobolewa" ja leciutko ,ale.. nie żałuje że poddała się zabiegowi.
slackware pisze:Tylko żeby nie został sam majonez
Eeee tam... dla mnie szklanka zawsze jest w połowie pełna -czyli...jednak- będzie gites jak nic
Pzdr.