zosiako pisze:Asiu - ja na poważnie z tym wariatkowem, nie potrafię wrzucic na luz.
Powiem brutalnie: musisz się tego nauczyć i paradoksalnie nikt Ci w tym nie pomoże. To jest do uzyskania, ale wymaga pracy, naprawdę cięzkiej pracy nad sobą... albo jakiegoś mocnego szoku.
Dawniej ja także wiele spraw/problemów przeżywałam "za bardzo". W problemach to nic nie zmieniało - no chyba, że na gorsze
. Ale mnie przytrafił sie szok - z perspektywy czasu sądzę, że miałam szczęście, chociaż nikomu nie życzę tej traumy, która była moim udziałem... Nie, nie będę pisać o co konkretnie chodzi, powiem tylko, że otarłam się o śmierć, o krok. To zmieniło całkiem moje postrzeganie świata i spotykanych problemów... Dzisiaj po prostu ciesze się, że żyję, jak często tego nie doceniamy... a każdy dzień to dar, sorki jeśli brzmi to nieco patetycznie, ale tak to czuję i jestem zwyczajnie szczęśliwa, wewnętrznie, to trudno wytłumaczyć, to po prostu jest, w środku, nawet jak dookoła czarno i źle, to dzieje się jakby na innym poziomie, bo i tak nie tak źle, jakby było, gdyby nie było... nie wiem, czy coś z tego zrozumiałaś, jakoś nie mam chyba daru do tłumaczenia swoich uczuć
.
Może ten wiersz Asnyka troszkę to przybliży:
Kamień
Ja tylko jestem kamieniem
I jako niemowlę tu,
Objęty matki ramieniem,
Cichego używam snu.
Ledwie świt ducha półsenny
Mnie z łona martwości zwie
I w mojej piersi kamiennej
Poczuciem istnienia tchnie.
Jeszczem związany łańcuchem
W szeregu bezwiednych brył
Z ogólnym natury duchem,
Z kolebką bezwiednych sił.
Jednak przeczuwam powoli,
Że zacznie pierś moja bić,
I marzę o ludzkiej doli,
Chcę kochać, cierpieć i żyć!
I wierzę, iż ten, co kruszy
Dziś moją powłokę, grom
Otworzy dla mojej duszy
Wspanialszy cielesny dom.
I witam z dreszczem rozkoszy
Każdy zadany mi gwałt -
W niszczeniu, co mnie rozproszy,
Zgadując przyszłości kształt.
Tam, gdzie się boleść zaczyna,
Bezwiednej martwości kres!
A nad nią boska kraina,
Gdzie miłość wykwita z łez.
Przez wszystkie śmierci ogniwa
Postępu ciągnie się nić -
Ból samowiedzę zdobywa:
Chcę cierpieć, kochać i żyć!
PS. Ja ciążę też miałam trudną, aczkolwiek leżałam plackiem tylko 3 m-ce, potem już pozwolono mi trochę chodzić, byle nie jeździć samochodami [bo mikrowstrząsy...] - udało się, ale tylko raz... poroniłam niezliczoną ilość razy, tego nie da się opisać, za każdym razem strata boli tak samo, bo człowiek [albo ja;)] już jest taki, że ciągle, ciągle ma nadzieję, że tym razem się uda... No nic... chciałam trójkę, mam jedynaka, ale jest i to najważniejsze
.
A co do tarczycy - 35 pkt. to nie tak źle - mnie nadal wychodzi 42-45, a ponoć jestem w eutyreozie [czyli teoretycznie tarczyca ok], jednak jeśli nie robiłaś [sorki nie pomnę] to dobrze by było zrobić kontrolnie badania tarczycy, po prostu żeby sprawdzić. Objawy niedoczynności w dużej mierze pokrywają się z szeregiem innych chorób, chociażby z Twoją anemią.
A imię masz piękne - jak mogłaś go nienawidzić??? Pewnie jestem trochę nie do końca normalna, ale dla mnie rzadkość występowania imienia jest zaletą, a nie wadą. Oczywiście liczy się też brzmienie, bo jednak nie chciałabym mieć na imię np. Ksantypa... no mimo oryginalności - jakoś mi nie brzmi, no i dosyć pejoratywnie się kojarzy