Czy powiedzieć bliskim o chorobie?
Moderator: Beata:)
-
- Posty: 122
- Rejestracja: 2009-07-30, 18:22
- Lokalizacja: Mazowsze
Ja powiedziałam rodzinie i najbliższym przyjaciołom..jak ktoś się dopytuje co mi, bo szpital, bo lekarz..to mówię, że mam problemy neurologiczne i tyle. W pracy wiedzą tylko moje 2 najbliższe koleżanki...ale powiedziałam, że od tego się nie umiera i nie chce żadnego litowania itp:) Jak inni z pracy pytają, mówię że możliwe, że mam pewna chorobę neurologiczną...ale będę żyć:)
Buziaki
Buziaki
"Nabywając koty, nabywasz gratis wierne serduszka"
A ja się zastanawiam czy trzeba od razu mówić najbliższym w naszym przypadku już po ptokach obiegło się w tempie ekspresowym z racji pobytu męża w szpitalu) myślę że dopóki nie ma diagnozy 100% nie warto ( u nas "samo" się rozniosło ), sami się o tym przekonaliśmy. Mamy wrażenie że to my zachowujemy pełną trzeźwość sytuacji reszta niestety sieje panikę a dla nas niepotrzebny stres. tzn. raz mówią : oszczędzaj się, nie przemęczaj a potem : do roboty, nie mysleć o tym (choć sami wkólko otym przypominają) bo tak nie można. Więc ja się pytam o co chodzi?
A zainteresowanie spadło jedynie do zdrowia męża, kolejnej wizyty, i czy już coś więcej wiemy. A przepraszam gdzie w tym wszystkim jest nasze życie codzienne np. czy se radzimy z opłatami, pracą. To nas dobija. .
A zainteresowanie spadło jedynie do zdrowia męża, kolejnej wizyty, i czy już coś więcej wiemy. A przepraszam gdzie w tym wszystkim jest nasze życie codzienne np. czy se radzimy z opłatami, pracą. To nas dobija. .
Najlepszym sposobem skończenia plotek-domysłow w pracy jest przedstawienie sytuacji. U mnie w pracy nikt nie sieje wszelkich hipotez, i dobrze wszyscy wiedzą że mimo mojej choroby jako jeden z nielicznych utrzymuję się na poziomie, nawet w tym czasie awansowałem- i jestem z moim doświadczeniem człowiekiem , do którego można przyjść w razie jakiś problemów zawodowych. Kiedy mam gorszy dzień, mówie wprost, ale kiedy jest wszystko ok to pracuję z zaangażowaniem.
A rodzina i znajomi-czas sam szybko uwidaczniał ubytki w porównianiu do okresu przed SM przed najbiższymi ludźmi, więc przedstawienie sytuacji było nieuniknione. Tak jest łatwiej.
To nie my się boimi tak bardzo jak inni, i nie powinniśmy się tym martwić - mamy wystarczająco dużo swoich trosk
A rodzina i znajomi-czas sam szybko uwidaczniał ubytki w porównianiu do okresu przed SM przed najbiższymi ludźmi, więc przedstawienie sytuacji było nieuniknione. Tak jest łatwiej.
To nie my się boimi tak bardzo jak inni, i nie powinniśmy się tym martwić - mamy wystarczająco dużo swoich trosk
cortez81
mój mąż też się angażuje ma taki zawód że wszyscy w pracy "muszą" na nim polegać bo on poprostu : jest ambitny i bardzo dużo wie i tu duży ukłon w Twoją stronę. To pomaga w wartościowaniu samego siebie. Z tą różnicą że u niego w pracy nie ma mowy o "gorszym dniu" wtedy wychodzi na lenia . Swoją drogą ciekawa teoria. . . Szkoda że u nas przedstawienie najbliższym nie wychodzi nam na dobre. Wyczuwam straszne zakłócenia w relacjach zupełnie nie rozumiem dlaczego. Ponoć choroba zbliża ludzi a nie wywołuje konflikty. Może to efekt zbyt dużej troski.
Ale znowu się rozgadałam .
mój mąż też się angażuje ma taki zawód że wszyscy w pracy "muszą" na nim polegać bo on poprostu : jest ambitny i bardzo dużo wie i tu duży ukłon w Twoją stronę. To pomaga w wartościowaniu samego siebie. Z tą różnicą że u niego w pracy nie ma mowy o "gorszym dniu" wtedy wychodzi na lenia . Swoją drogą ciekawa teoria. . . Szkoda że u nas przedstawienie najbliższym nie wychodzi nam na dobre. Wyczuwam straszne zakłócenia w relacjach zupełnie nie rozumiem dlaczego. Ponoć choroba zbliża ludzi a nie wywołuje konflikty. Może to efekt zbyt dużej troski.
Ale znowu się rozgadałam .
U mnie w pracy, tak obecnej jak i poprzedniej, wszyscy wiedza i wiedzieli. Pomijajac pierwszegfo szefa przy ktorym byma diagnozowana (powiedzial ze nie ma miejsc u niego w szeregach dla kogos takiego jak ja i moze podbic mi penje na papierze zebym miala wyzzsza rente, he he he). Obecnie nikt do mnie nie ma zastrzezen, choroba panoszy sie jak moze i pomimo kustykania i obijania sie po scianach jestem szanowanym docenianym za swoje zaangazowanie i ambicje. Rowniez jakis czas temu dochrapalm sie awansu i pomimo coraz gorszej "prezencji" nikt mi nie powiedzial zlego slowa a wrecz przeciwnie. Rozczulil mnie wczoraj telefon od asystentki zarzadu, ktora poinformowala mnie o pojawieniu sie informacji o nowej metodzie leczenie przez skore, z zapewnieniem, że jesli bede potrzebowac jakiejkolwiek pomocy zebym dala znac i sie nie zamartwiala ze imprezy integracyjnej w pazdzierniku nie bedzie. No coz trzeba poczekac do wiosny;-)
Moim zdaniem lepiej powiedziec zawsze od razu.
Moim zdaniem lepiej powiedziec zawsze od razu.
Tym daję radę chorobie, że nic z niej sobie nie robię.
Ja się bałem mówić o chorobie, nie wiedziałem jak ludzie mogą zareagować. Ale widząc, jak moi najbliżsi znajomi przejęli się tematem i okazali mi wyrozumiałość i zarazem trochę troski stwierdziłem, że lepiej wszystko mieć czarno na białym. I tak większość ludzi, którzy wiedzą o chorobie lepiej na mnie patrzy niż Ci, którzy z zakłopotaniem obserwują niektóre moje dziwne zachowania. Grunt to być pewnym siebie i towarzyskim, to się udziela innym
kujaw pisze:Grunt to być pewnym siebie i towarzyskim, to się udziela innym
Tak trzymaj! Sprawa jest jasna , i jeśli ktoś jest zakłoptany to nie Ty. Inni przestają gadać o swoich pseudo troskach, i zmienia się skala na ich "życiowej miarce"
Pozdro
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
— Paulo Coelho
— Paulo Coelho
Witram Was smsiaki!
Ja nie mam tak dobrze w pracy. Ukrywam się z chorobą i czasem bywa ciężko. Szef jest typem wyzyskiwacza i nadzorcy niewolników Dla niego masz tyrać a jak nie to ....sio. Miałam rzut, przy którym wystąpiły trudności z chodzeniem, uginały się kolana, nie mogłam podnieść się z kucek oraz najbardziej widoczny: niedowład lewej ręki tj. nie mogłam jej unieść. Wmówiłam wszystkim, że to zakwasy od skanowania dokumentów. Wylądowałam w pewien długi weekend na solu medrolu i po tygodniu ręka sprawna więc "zakwasy" przeszły. Drżę na myśl jak ukryję kolejne rzuty. Wiem, że nie ukryję tego za długo, ostatecznie się dowiedzą, mam nadzieję że los jeszcze troszkę mi posprzyja. A więc gram twardzielkę dalej i tyram.
Ja nie mam tak dobrze w pracy. Ukrywam się z chorobą i czasem bywa ciężko. Szef jest typem wyzyskiwacza i nadzorcy niewolników Dla niego masz tyrać a jak nie to ....sio. Miałam rzut, przy którym wystąpiły trudności z chodzeniem, uginały się kolana, nie mogłam podnieść się z kucek oraz najbardziej widoczny: niedowład lewej ręki tj. nie mogłam jej unieść. Wmówiłam wszystkim, że to zakwasy od skanowania dokumentów. Wylądowałam w pewien długi weekend na solu medrolu i po tygodniu ręka sprawna więc "zakwasy" przeszły. Drżę na myśl jak ukryję kolejne rzuty. Wiem, że nie ukryję tego za długo, ostatecznie się dowiedzą, mam nadzieję że los jeszcze troszkę mi posprzyja. A więc gram twardzielkę dalej i tyram.
-
- Posty: 26
- Rejestracja: 2010-08-06, 23:36
- Lokalizacja: pl
Ja co prawda nie mam jeszcze diagnozy, ale o moich dolegliwościach wiedzą moi najbliżsi- rodzina i partner., najbliższe przyjaciółki. Na uczelni nie wie nikt, nawet jak raz straciłam przytomność na korytarzu, to wszyscy myśleli, że przyszłam na zajęcia bez śniadania Wszyscy nie muszą wiedzieć, ale najbliżsi powinni.
renia1286 pisze:niusiek84 napisał/a:
jak coś się dzieje to nie będe wachać się prosić o pomoc najbliższych. Tego już się nauczyłam
masz rację niusiek, wtedy zobaczycie , kto ile jest wart.
tak ,znajomi i tzw. przyjaciele znikają w oka mgnieniu kiedy prosisz o pomoc. Dlatego ja postępuję wg zasady jesli możesz liczyć to licz na siebie. Paranoją sytuacji z SM jest to ,że kilkoro przyjaciół ,którzy zostali po diagnozie - ( a wydawało mi się ,że są prawdziwi )zniknęli po rozstaniu z moim byłym. I dopiero wtedy poczułam się totalnie sama.Grono przyjaciół jest teraz bardzo okrojone ale prawdziwe.
u mnie od samego początku wiedziała cała rodzina, i znajomi najbliżsi. Z tymże ja nie mam problemów z mówieniem o swojej chorobie, wiedzieli na poprzedniich uczelniach i na obecnej. Nawet profesorowie mi pomagali na pierwszych studiach, nie mówiąc już o znajomych którzy nawet zaczeli zbierać pieniądze (to był 2005/2006 rok) na moje leczenie. także ja jestem za mówieniem o swojej chorobie, w moim przypadku przynajmniej jest wtedy łatwiej. pozdrawiam
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 20 gości