powiem tak - gdyby jakiś dobry neurolog zajął się mną w trakcie pierwszych objawów ( prawdopodobnie mojego pierwszego w życiu rzutu ) to może wtedy od razu włączyliby mnie do programu i moje normalne życie byłoby "krótsze" o 5 lat, które minęły do drugiego rzutu, a więc nie wiedziałam to żyłam sobie normalnie a nie pod presją, nie miałam dylematu ciąża czy leczenie
. Miałam już jedno odchowane dziecko, a w ciągu tych 5 lat między pierwszym rzutem a drugim urodziłam 2 kolejnych dzieci
, dziękuje Bogu, że nie wiedziałam o chorobie dlatego śmiem twierdzić, że było mi łatwiej.............ale gdybym nie miała dzieci to one byłyby moim priorytetem a nie leczenie, bo co to za leczenie, które niejednokrotnie powala z nóg, wyniszcza organizm a potem i tak Ci zabierają nakręcając tym samym u człowieka mechanizm strachu "co będzie dalej"
dla mnie leczenie, które daje 30% szansy na chwilowe zatrzymanie procesu demielinizacji jest śmieszne, a sam fakt oferowania przez różne firmy sponsorujące danego leku jest dla mnie ciągle etapem badań, doświadczeń na ludziach
, cały ten schemat sprawia, że ludzie biją się żeby dostać leczenie, ważne żeby dostać a na ile to jest korzystne to już mało kto się zastanawia
a najgorsze, że na szali kładzie się zastrzyki i nowe życie, jakim jest mały, wyczekiwany przez wszystkich rodziców człowieczek................