Witajcie
!
Trochę mnie nie było z powodu problemów związanych z usługodawcą internetu i małym poślizgiem dotyczącym dalszej diagnostyki.
No wiec tak..
Moje planowane na styczeń przyjecie na oddział neurologiczny (powiedzmy) "trochę" przeciągnęło się w czasie..
Zostałam przyjęta do szpitala 4 marca,a wczoraj wypuszczono mnie do domu. Nie otrzymałam jeszcze jednak wypisu. Mają do mnie przesłać pocztą razem z wynikami, które jeszcze nie dotarły w ciągu kilku-kilkunastu dni.
Wtedy mogła przedstawić i przytoczyć dokładne wyniki i opisy badań.
No,ale od początku..
Przyszło mi dzielić sale z 70-letnią lekarką ,praktykującą i pracującą 40 lat w zawodzie n.
Na salach nie ma telewizorów, więc gdy tylko bóle lekko ustępowały i można było się choć trochę skupić na czymkolwiek , od razu chwytałam za książki.( Tym bardziej jeśli się to lubi).
Ponieważ naturę mam bardzo spokojną i cichą zaczęło to wzbudzać duże zainteresowanie mojej współtowarzyszki, która jest osobą na swój wiek bardzo towarzyską..
Średnio odwiedzało ją kilkadziesiąt osób dziennie. Począwszy od personelu szpitalnego z którym przez tyle lat pracuje, poprzez znajomych i rodzinę.
Nie chciałabym jej w jakikolwiek sposób oceniać- w końcu można wytłumaczyć to faktem,że każdy jest inny. Moja koleżanka chyba jednak takiej teorii nie uznawała.
Co chwila wspominała coś o depresjach.. Była bardzo zdziwiona,że tak młoda dziewczyna jak ja ma w sobie tak mało,życia, radości i wariactwa. Co tłumaczyłam jej tym,że ciężko jest być radosnym i szczęśliwym jeśli od 2 lat,żyje się w ciągłym bólu.
Pierwszego dnia w szpitalu nie przeprowadzono mi jeszcze żadnych badań. Na drugi dzień rano pobrano krew,przeszłam badanie okulistyczne oraz przeprowadzono mi badanie przewodnictwa nerwu.
Tego samego dnia wieczorem odwiedziła mnie Pani Psycholog. Myślałam,że padnę..
Wiedziałam, kto za to odpowiadał
. Pani była bardzo miła i uprzejma. Dobrze nam się rozmawiało. Opowiedziałam jej historię swojej choroby. Stwierdziła,że na moim miejscu byłaby wściekła. Nie kryła też,że nie jest wstanie mi pomóc, bo nie mam problemów psychologicznych, a flustracja jaką odczuwam z powodu długotrwałego leczenia, jest jak najbardziej normalna. Dodając przy tym,że na moim miejscu była by wściekła.
Kolejnego dnia zrobiono nakłucie i pobrano PMR. Kolejno był mocz, potencjały kończyn górnych, potencjały wzrokowe i słuchowe. W pn.MRI głowy i odcinka szyjnego, wczoraj ekg oraz usg jamy brzusznej. Przez cały pobyt podawano mi gabaphentine (nie wiem, czy dobrze napisałam) + lek przeciwbólowy opary na tramalu zamiennie z paracetamolem. Wczoraj miałam otrzymać wypis,ale stwierdzono,że jednak nie dostanę go do ręki
.
Pani Dr.,która mnie prowadziła, rozmawiając ze mną stwierdziła, że:
- w PMR mam za dużo jakiś komórek, z tego co zrozumiałam białek, ale,że nie powinnam się tym martwić;
- na pozostałe wyniki z PMR w kierunku boreliozy,prążków o. trzeba będzie czekać ok.10 dni,
- (to jest najciekawsze): że nerwy w lewej nodze (tej która mnie boli,opada, nie pozwala normalnie funkcjonować),są idealne
, a w prawej (tej zdrowej)pod kolanem są bardzo duże uszkodzenia
.
To mnie po prostu zwaliło z nóg. W listopadzie robiono mi potencjały somasensoryczne w wojewódzkim i tam wyszło uszkodzenie po stronie lewej wskazując na radikulopatię, a tu co- odwrotność?
Na moje pytanie jak to możliwe,nie uzyskałam,żadnej odpowiedzi.
- że rezonanse są dobre;
- że pozostałe badania takie jak potencjały,też nie są złe,
- że nie znaleźli u mnie żadnej jednostki chorobowej.
- że co prawda trzeba zaczekać, na pozostałe wyniki z PMR, ale uważa ,że i one będą dobre; - że mam odrzucić kulę, łykać paracetamol i uwierzyć w to,że chyba nic mi nie jest
.
- że moje badania w kierunku borreli ich nie interesują
.
Myślałam,że oszaleję
. Poczułam się jak symulant.
Jakby mi chcieli powiedzieć, że sobie to wszystko wmówiłam. A pozostali dotychczasowi lekarze, co mnie leczyli,to co? Idioci? A wyniki? Wyssane?
Na rozmowie z ordynatorem, gdy zapytałam,że jestem osobą prostolinijną ,realistką, która wierzy w logiczne wytłumaczenia i,że jeśli coś się dzieje z nerwami to chyba nie jest normalne. Usłyszałam,że neurologia jest taką specjalizacją, która na wiele pytań nie jest w wstanie udzielić odpowiedzi..
Udało mi się przez pół minuty zajrzeć w kartę, gdy jechałam na usg windą. W badaniu okulistycznym wyszły jakieś małe, czarne plamki. W przewodnictwie faktycznie było napisane o uszkodzeniach nerwów nogi prawej, potencjały słuchowe ok, kończyn górnych ok, oczne w miare, ( niekorzystne po stronie oka lewego)mri- nie były uzupełnione. Pozostałych wyników nie zdążyłam zobaczyć..
,a na wgląd w dokumentacje lek. nie zezwalają
Mam czekać na wypis i wyniki i być dobrej myśli.
A żeby było mało dostałam recepte na Velaxin ER.
czego już w ogóle nie będę komentować........
Plan działania taki:
- Odpocząć po szpitalu,bo tam się jednak nie dało..
- Poczekać na wypis;
- Poszukać dobrego lekarza specjalizującego się w leczeniu boreliozy, neuroboreliozy.. jakieś pomysły?
Pozdrawiam